Niby ofiara, ale czy naprawdę? Zapytaj ludzi. Oni zawsze
wiedzą lepiej.
Przykład pierwszy z brzegu. Kradzież. Jedno z najczęściej
popełnianych przestępstw na świecie. Są różne formy, na przykład kieszonkowa
czy z włamaniem. Ale jedno się nie zmienia. Zawsze jest przestępca i ofiara.
Tylko że dalej zaczynają się już schody i bynajmniej nie w kwestii karnej, gdyż
paragrafy wyraźnie mówią, co grozi za dany rodzaj kradzieży. Nie, nie kodeks
jest problemem, a ludzie. Okradli cię w autobusie? Pewnie dlatego, że trzymałeś
swój portfel (czy telefon) w łatwo dostępnym miejscu, więc właściwie to twoja
wina, bo go nie pilnowałeś. Ukradli ci rower? No, to też jest twoja wina, bo
jak mogłeś nie przypiąć, chyba że był przypięty, ale to też w sumie twoja wina,
trzeba było kupić lepsze zabezpieczenie, to złodziej by ci roweru nie ruszył. A
złodziej? No przecież okazja czyni złodzieja, a on nie chciał i tak mu wyszło,
bo zobaczył, że coś jest niepilnowane. I tyle. Jakoś tak wyszło. Nie jego wina.
I chociaż kradzież jest jednym z najczęściej popełnianych
przestępstw, nie jest ona jednak najbardziej „uwielbianym” przez ludzi
zdarzeniem, w którym mogą wejść na szczyty swoich umiejętności w słusznym
osądzaniu spraw i ludzi. O nie. „Uwielbiane” są na przykład gwałt i
molestowanie seksualne, bo to właśnie wtedy ludzie mają najwięcej do
powiedzenia. Jedno z moich „ulubionych” powiedzeń to pewnie go sprowokowała.
No tak, bo przecież facet rozumu własnego nie posiada i jak zobaczy kawałek
gołej nogi, to nie ma innego wyboru, jak zgwałcić i to jest od niego kompletnie
niezależne. A już w ogóle nie do pomyślenia jest, żeby to kobieta zgwałciła
mężczyznę (czy chociażby go pobiła). No przecież to niemożliwe (jak niby biedna
miałaby to zrobić), prawda? No nie. Baba? Faceta? No może, ale to z pewnością
jego wina, bo ciepłe kluchy z niego. Taki frajer, co to się do niczego nie
nadaje, bo przecież prawdziwy facet by sobie nie pozwolił. A co z
molestowaniem? Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że ofiara sama była sobie
winna. Ale w tym przypadku (jeżeli chodzi o seksualne wykorzystywanie dzieci)
nie ma słynniejszego przykładu obwiniania ofiary niż wypowiedź pewnego
polskiego arcybiskupa, który twierdził, że to dziecko lgnie do ludzi i nie
dość, iż samo się zagubi, to jeszcze drugiego człowieka w to wciągnie. No tak,
bo dziecko stanęło sobie z tabliczką „Chcę być molestowany”, a niewinny dorosły
stwierdził „no OK, skoro chcesz”.
I mogłabym wymienić więcej przykładów, ale schemat będzie
ten sam. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zamiast skupić się na przestępcy, skupia
się na ofierze, wymyślając tysiąc powodów, dla których jest sobie winna i jak
mogłaby tego uniknąć. I nie są to moje wymysły, ale zachowanie znane pod hasłem
victim blaming, co według mnie jest
poważnym problemem, ponieważ sprawia, że osoba poszkodowana staje się często
przedmiotem kpin i obelg. A przecież to ona jest poszkodowana w całej sprawie!
Nierzadko też można usłyszeć, jak wina jest wręcz przerzucana na ofiarę, gdyż
to na pewno ona musiała sprowokować, a przestępca jest takim dobrym człowiekiem
i to niemożliwe, żeby była w tym jakakolwiek jego wina. I co z tego wynika?
Ludzie skrzywdzeni nie chcą zgłaszać sprawy na policję, bo wiedzą, że będą się
musieli nasłuchać, że będą wyśmiewani, oceniani i nie zaznają spokoju, a
konsekwencją tego jest, iż wolni złodzieje czy gwałciciele chodzą po ulicach
tylko dlatego, że niejako daje im na to przyzwolenie społeczeństwo. I teraz
zastanów się, proszę, czy chciałbyś mieć gwałciciela za sąsiada albo człowieka,
który już kiedyś molestował dziecko, a jest na wolności? Jeżeli nie, to mam do
Ciebie małą prośbę. Nie oskarżaj, nie oceniaj i nie zadawaj pytań osobie
pokrzywdzonej, dlaczego nie była ostrożniejsza, czy była lekkomyślna, bo to nie
jest jej wina, że spotkała na swojej drodze kogoś, kto nadużył jej zaufania,
albo ją okradł czy zaatakował.
Agnieszka Cegieła