Każdy mówi: „Idź na studia”, ale czy warto?
Edukacja jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu
człowieka. Bez niej nie umielibyśmy czytać, pisać, tworzyć utworów czy wznosić
budowli. Ponadto człowiek, który zamyka się na wiedzę, nie wzniesie się wyżej,
bo jest nam ona potrzebna, chodzi mi tu jednak bardziej o samodoskonalenie
się. No właśnie, więc co z tą edukacją,
którą zapewnia nam system szkolnictwa? Czy naprawdę jest tak dobra i czy warto
kontynuować ją wbrew sobie?
Zacznijmy od początków edukacji, gdzie jedyne co – często
skutecznie – wbijane jest nam do głowy,
to niewychylanie się i podążanie tą samą ścieżką (uznawaną za dobrą) i uczenie
się tony rzeczy, które ani nie będą nam potrzebne, ani przez nas zapamiętane
(ale to już tak nawiasem mówiąc). No i
oczywiście czeka na nas klucz. Mityczny potwór, który gasi każdy przejaw
indywidualności i próby odpowiedzi na pytanie inaczej niż wszyscy, co
najczęściej kończy się „pałą”, bo tak nie jest napisane w kluczu. I co z
tego, że polecenie jest sformułowane tak, że naprawdę można je zinterpretować
na różne sposób. Najważniejszy jest klucz. Tak swoją drogą uwielbiam to słowo i
to, co się za nim kryje, czyli mniej więcej tyle, że jakiś bardzo wykształcony
Pan, czy też Pani przysiedli nad zadaniem, pomyśleli, napisali odpowiedź i inna
już w grę nie wchodzi, ale to tak w bardzo wielkim skrócie. I wspomnę tu swoją
maturę (oj, stare to czasy są, kiedy dinozaury po ziemi biegały), kiedy klucz
był tak dziwny, że autor tekstu, do którego on się odnosił, stwierdził, że
miałby problem ze zdaniem. I przypuszczam, że nie była to jednorazowa sytuacja.
No ale cóż, z tego oczywiście wynika, że to sam autor był niedouczony i nie
wiedział, co pisał.
Ale do rzeczy, pomińmy szkołę podstawową i gimnazjum (bo to
właściwie to samo, tylko nauki więcej) i pójdźmy dalej. Technikum, liceum, a
może zawodówka? Co wybrać, żeby pasowało i
nam, i rodzinie? Tak, rodzinie też. I najlepiej wszystkim dookoła. Nie
wiem, być może te czasy już minęły, ale za czasów mojej młodości zawodówka źle
świadczyła o uczniu, bo przecież trzeba się pochwalić, jak to synuś (czy tam
córcia) dostał się do dobrego liceum (nieważne, że pod presją i na matematykę,
której nie lubi, ale za jest się czym chwalić i na studia można pójść). I
przystańmy dłużej nad tym wyborem. Nie każdy chce być naukowcem z dziesięcioma
doktoratami w kieszeni i nie każdy ma do tego zdolności, ale za to wszyscy
potrzebujemy robotników i fachowców. Dlaczego więc tak często zawodówka jest
uważana za coś gorszego? Bo nie ma po niej matury? Ja swoją mam i nie
zauważyłam, żeby jakoś znacząco wpłynęła na mój światopogląd, inteligencję
(chociaż tu bardziej chodzi o wiarę, że ją jednak mam) czy cokolwiek innego
poza faktem dostania się na studia. Dalej kształcę się w tym kierunku, który
mnie interesuje i papierek nic tu nie zmienił. A jak ktoś chce naprawiać
samochody, to matura naprawdę do niczego mu się nie przyda i nie znaczy to, że
jest niedouczony. Kształcić się można wszędzie, a niektórzy wręcz wolą to robić
na własną rękę i to jest naprawdę w porządku.
Ale przejdę teraz do moim zdaniem „najważniejszego” punktu
edukacji. Studiów. Panuje jakieś dziwne przekonanie, że obowiązkiem każdego z
nas jest udanie się na studia. Idziemy więc często nawet nie na ten kierunek, który
nas ciekawi, a na ten, po którym uważamy, że będziemy mieć większą szansę na
rynku pracy. Ale nie, tak to nie działa. Studia nie załatwią Ci pracy, a jedyne
co Cię na nich czeka, to rozczarowanie, bo ani cię nie zaciekawią, ani nie
rozwiną i w efekcie skończysz je bez większych fajerwerków albo rzucisz.
Jeżeli więc chcesz iść na studia dla samej edukacji, rozwoju
– idź, polecam Ci. Jednak gdy wystarczy Ci dobry zawód – idź do zawodówki i na
kursy, rozwijaj się i nie patrz na papierek. Ostatecznie bez doświadczenia czy
chęci dalszej pracy naukowej nie jest obecnie wiele wart.
Agnieszka Cegieła