Taka refleksja pojawiła się u mnie po przeczytaniu na stronie wyborcza.pl artykułu o tym, że Polska znajduje się w czołówce państw europejskich, jeżeli chodzi o wskaźnik nietolerancji. Pomimo że badania zawierały kwestie prawne, a nie społeczne, to można zauważyć, że faktycznie taki problem w naszym kraju istnieje. Nie da się ukryć, że nasze prawo nie mówi prawie nic o równości, obronie przed działaniami wynikającymi z czystej nienawiści. Dlaczego więc Polacy, jeśli chodzi o to zagadnienie, tak kiepsko wypadają na tle innych państw?
Prawdą jest, że boimy się tego, co nowe, inne, nieznane. Wolimy żyć w utartej rzeczywistości, bo ona jest dla nas bezpieczna i sprawdzona. Ktoś może się zgadzać, ktoś inny nie, ale moim zdaniem właśnie tak to wygląda. Na co dzień wśród społeczeństwa nie ma tematu homoseksualistów, transseksualistów itp. Większość osób woli nie zastanawiać się nad tego typu kwestiami, ponieważ budzi to mieszane odczucia, a rozmowa często rodzi spory.
Problem jest jednak istotny, bo dotyczy ludzi, z którymi tak naprawdę żyjemy w społeczności. Nie chodzi tutaj tylko o to, jakiej ktoś jest orientacji seksualnej, ale też o ludzi innej wiary, czy osoby z różnego rodzaju zaburzeniami. Polskie prawo, jak widać, nie dba o to, by takim ludziom żyło się po prostu łatwiej. Często słyszy się o szykanowaniu, sianiu przemocy, ale prawda jest taka, że nie ma na to żadnych konkretnych przepisów.
Przykre jest to, że inne państwa potrafią zaradzić tego typu problemom, żeby nienawiść i właśnie wspomniana nietolerancja się nie szerzyły. Natomiast w Polsce, kolokwialnie mówiąc, coś idzie nie tak. Może warto by było przyjrzeć się jednak temu problemowi i wyciągnąć wnioski, chociażby z takich wyników badań.
Małgorzata Pala