Miesiąc mody okupował nie tylko Nowy
Jork, Londyn, Mediolan i Paryż, ale również serca niejednego #fashionlover.
Modowe potyczki sezonu wiosna/lato 2018 na przełomie września i października zwróciły na siebie
oczy całego świata. Te z kolei błyszczały jak oczy dziecka, które dostało
wymarzoną zabawkę.
Poczynając od Zac'a Posena czy Toma Forda, którzy m.in.
otwierali nowojorski tydzień mody, poprzez londyński pokaz Top Shopu z serwowanym
espresso, a także tajemny debiut millenialsów u Dolce&Gabbany w Mediolanie,
a kończąc na paryskim show Louisa Vuittona wieńczącego ostatni miesiąc stylowej
akrobatyki. Miesiąc luksusu w postaci ubrań gotowych do noszenia. Miesiąc życia
z głową w atłasowo-muślinowych chmurach. Miesiąc jednak przeminął, ale modowe
wariacje długo nie dadzą o sobie zapomnieć.
Między 7 września a 3 października
gorączka modowych dni ogarnęła świat za sprawą prezentacji kolekcji ready-to-wear
na sezon wiosna/lato 2018 roku. Od zaprezentowania kolekcji Haute
Couture dyrektorzy kreatywni domów mody nie mieli zbyt dużo czasu na
przygotowanie nowej, kompletnie odmienionej, ale wciąż odzwierciedlającej ducha
marki linii przeznaczonej na ulice codzienności. Każdy dom mody zobowiązany
jest do utworzenia od czterech do sześciu kolekcji. Taki bilans w czasach monsieur
Christiana Diora byłby nie do pomyślenia, dziś jest codziennością. Świat nie
wie czego potrzebuje, przekonuje się dopiero wtedy, kiedy to w końcu dostaje. A
dostaje fenomenalne wyobrażenie o przyszłości. Dla jednych to absurd, że o
trendach na przyszłe sezony decyduje się z półrocznym wyprzedzeniem. Świat high
fashion jest dynamiczny, ale jak wszystko potrzebuje podłoża. Podłoże
zaprezentowane przez domy mody na przestrzeni roku inspiruje nas do szukania,
swojego stylu w oparciu o nie. Sprawia, że zakochujemy się w duszy projektanta.
Szaleństwo i napięty grafik niczym podczas akcji Diabeł ubiera się u Prady.
Wizjonerstwo.
Na pierwszy ogień nowojorskiego
spektaklu poszedł Tom Ford, którego zaproszenia kryły nie tylko numer rzędu,
ale również dołączony flakonik Fucking Fabulous sygnowane nazwiskiem
Forda. A to był dopiero początek nowojorskiego obłędu. #WANGFEST na ruchliwych ulicach miasta, które nigdy nie
śpi i modelki wysiadające z kursujących autobusów – pokaz otwarty dla
mieszkańców. Z kolei amerykański sen według Rafa Simmonsa to Calvin Clein z
zupełnie innej strony, zeszłosezonowy styl kowbojski przeplatany ze stylem
amerykańskich barów lat 80. oraz denim, utworzyły wielowarstwowość przyszłej
wiosny. Co jeszcze miał do zaoferowania NYFW? Uśmiech Caroliny Herrery, brokat
Coach'a, wyścigi i surfing Fenty x Puma, bajkowe pomieszanie z poplątaniem
Jeremy'ego Scotta, bezdźwięczne show Marca Jacobsa, burleska, ogromny budżet i
buntownicze GoodGoneBad Philippa Pleina oraz feminizm Victorii Beckham.
Nie zapominając o modernistycznym wyobrażeniu współczesnej kobiety w tiulowych
sukniach Oscara de la Renty. Świeżo upieczeni dyrektorzy kreatywni – Kim i
Garcia starają się odkryć w sobie ducha domu poprzez listy Mr. De la Renty
umieszczone printem na sukniach, przemycając przy tym fragmenty pop-artu.
Czasu na kontemplacje nie było zbyt
wiele, jedynie kilkunastogodzinny rejs nad Oceanem Atlantyckim umożliwił
oswojenie się z ostatnim tygodniem. A niecierpliwy Londyn czekał już na
przyjęcie spragnionych nowych wrażeń wizualnych #fashionlovers. Stolica
Anglii w tym sezonie zaskakiwał. Marka Ralph&Russo, kojarzona z luksusem, w
tym roku zadebiutowała linią dla szerokiej gamy odbiorców. TopShop Unique przed
rozpoczęciem pokazu oferowała swoim gościom minimalistyczną wersję brunchu. A
sama kolekcja inspirowana była życiem nocnym lat 90. oraz odważną,
uwodzicielską cool-girl. Należy pamiętać również o pokazie Burberry,
które po raz kolejny nawiązało do arystokratycznego stylu Brytyjczyków.
Wisienką na torcie London Fashion Week był niewątpliwie pokaz Tommy'ego
Hilfigera wraz z Gigi Hadid, która towarzyszy mu już od kilku kolekcji.
Hilfiger zainspirowany ikonami rockowej muzyki takimi jak The Rolling Stones,
The Doors, itp., w północnej części Londynu zorganizował pokaz Rock Circus.
Sama kolekcja była jednak połączeniem wielu gatunków subkultur muzycznych,
gdzie w znacznym stopniu przeważały akcenty rockowe. Hilfiger x Gigi po raz
kolejny zaskoczyli powrotem do dzieciństwa, wciąż jednak stawiając modę na
pierwszym miejscu.
Następnym tygodniowym przystankiem
był Mediolan, jedno z prestiżowych miast modowych. Milano! Za tą nazwą ukryte
są kolosalne oczekiwania. Ale i tym razem MFW wysoko zawiesił poprzeczkę.
Wszystko za sprawą najbardziej doświadczonych kreatorów mody. Osoba Karla
Lagerfelda zasługuje z marszu na owacje, on sam jeden jako dyrektor kreatywny
dwóch domów mody tworzy dwie fenomenalne kolekcje naraz. Włoski styl Fendi,
futuryzm form oraz triangulacja to znaki szczególne najbliższego sezonu.
Trójkątne marynarki z wyraźnie zaznaczoną talią, rąbki spódnic o
charakterystycznych wzorach. A nade wszystko Fendi propaguje logomanię. Z kolei
przekraczając próg show Gucci, nie można nie myśleć o poprzednich pokazach nie
z tej ziemi (ostatni wybieg zamieniony w maszynę przyszłości). Pokazy Gucci
nigdy nie są uschematyzowane, panuje na nich dysharmonia, sprzeczność, jednak
całokształt wydarzenia przyprawia o zawrót głowy. Gucci przyszłego sezonu = vintage,
tweed, wytworność. Kompletnym oponentem wytworności jest Moschino Jeremy'ego
Scotta. A jeśli w grę wchodzi Scott dodany do Moschino, nic nie jest pewne.
Skórzane motocyklowe kurtki, kabaretki z dużym oczkiem w towarzystwie tiulowych
spódnic baletnicy i krótka koszulka z printem My Little Pony. Dodajmy do
tego ciało okryte kwiatami. Scott w ten sposób przekazuje światu pozytywne
wibracje. W jego wydaniu Moschino to marka uśmiechu. Mediolański geniusz
zaprezentowała również Miuccia Prada, w prostych słowach – feministyczny styl
casual. Kobieta każdego dnia walczy o swoją pozycję w świecie, jednocześnie
wyglądając i czując się fantastycznie. Dolce&Gabbana co sezon zaskakują nas
nową propozycją podania mody. Po raz kolejny duet D&G skupili się na
millenialsach, lecz w tym sezonie przeszli samych siebie. Zorganizowali dwa
pokazy, pierwszy odbył się w tajemnicy późną nocą, gdzie modelami były
wschodzące gwiazdy showbiznesu, drugi za dnia jako prawowity pokaz marki.
Tematem przewodnim była karciana królowa kier. Po raz kolejny włoski duet
zdobył niejedno serce. Na koniec MFW odbył się pokaz Versace, połączony z
hołdem w 20 rocznicę śmierci Gianniego –założyciela marki, brata obecnej
dyrektor kreatywnej, Donatelli. Pokaz był niczym #throwback. Versace za
czasów Gianniego. A zwieńczeniem show była obecność top modelek tamtych czasów,
Naomi Campbell, Cindy Crawford, Claudii Schiffer, Carli Bruni oraz Heleny
Christinsen. Ukłon w stronę przeszłości. Brawo!
A kto zaliczył Mediolan, do Paryża
może jechać z lekkim sercem, chociaż to, co do zaoferowania ma ostatni tydzień fashion
weeku, przerasta najśmielsze oczekiwania. Paryż – kolebka designu, smaku i
dobrego stylu. Tam są najwytrwalsi, to tam wyrabia się kunszt modowy. Sarah
Burton dla Alexandra McQueena zdecydowała się na ukłon w stronę natury, wybrała
połączenie ziemi z rozkwitaniem. Comme des Garcons po raz kolejny postawiło na
fantazyjne, surrealistyczne, wyjęte wprost z dziecięcej wyobraźni przełamane
mrokiem tweedu formy. Elie Saab, paryski odpowiednik Ralph&Russo,
zaprezentował kolekcję na każdą porę dnia wzorowaną życiem dżungli. Zuhair
Murad przywrócił antyczność. Balenciaga wprowadziła platformowe crocsy (po
torbach z Ikei nic nie jest w stanie zadziwić). Armia Balmain jako La
splendeur Parisienne, monochromatyczność, casual, elegancja. Céline z kolei
skupiło emocje na kolekcję – radość, optymizm i siłę życia. Debiut Ramsey-Levi
za sterami Chloé przywrócił każdy detal wyróżniający kolekcje jej poprzedników.
Anthony Vaccarello przekazał historię YSL poprzez Paryż, a konkretnie
najważniejsze miejsce w mieście świateł. Pokaz odbył się pod wieżą Eiffela. Nic
więcej oprócz wybiegu, gości usadzonych na trybunach i migających świateł
wieży. Kobieta Saint Laurent jest pełna pasji, radości, splendoru, a jej nogi
ciągną się do nieba. Urok i szyk YSL.
Siła idącej na przód mody, leczniczy
wpływ natury, rękodzieło, a przede wszystkim wodospad pośrodku wybiegu, jednym
słowem esencja Chanel. Podmuchy wiatru w specjalnie wybudowanym kanionie
wprawiały kapelusze i fantazyjne nici w ruch. Przezroczysty plastik odkrywający
delikatność skóry łączył się z czystością wodospadu. Filmowy majstersztyk. Po
drugiej stronie Paryża Maria Grazia Churii tworzyła scenerię odbić. Catwalk
zamieniony w salę lustrzaną. A pośród szklanych odbić feministyczne komunikaty
wyszyte na ikonowych już T-shirtach Diora. Jeans, skóra, casual i demokratyzm,
tak różniące się stylem od charakteru domu Dior. Pastelowe Jolies Madames
ustąpiły miejsca pewnym siebie kobietom demokratycznego świata, zachowując
jednak kobiece tiule. Czas pokaże na ile Churii odejdzie od wizji petite-femme.
Świat mody na czas 26 dni zdominował
umysły milionów ludzi z genem fashion. Tym, co zostało zaprezentowane,
świat będzie żył przez kolejne sześć miesięcy. Na dłuższą metę w naszych sercach
pozostanie widok marynarek z podwyższoną linią barków, debiut Kai Gerber, a co
najważniejsze, świadomość, że moda nie zna granic. Nie ma linii wyznaczającej
styl, są jedynie podstawy, z których czerpiemy inspirację. Tym właśnie są
tygodnie mody na przestrzeni całego roku – inspiracją. Cieszą artystyczną duszę
tysiącem różnobarwnych tkanin w ogromie form. Dodajmy rzeczywistości koloru!
Źródła:
1.
N.
Phelps, S. Singer, S. Mower, L. Leitch: Spring 2018 Ready-to-Wear shows (www.vogue.com/fashion-shows).
Daria Kałwa
dariakalwa@gmail.com
Zdjęcia: Oliwia Bogdan