To zaczyna się od nowa. Powraca na
ekrany kin oraz na półki w księgarniach. W obu przypadkach w odświeżonej
wersji. Czy warto zmierzyć się z tańczącym klaunem? Grupka przyjaciół poprzez swoje
przygody pokazuje nam, że owszem.
Najnowszą ekranizację
powieści Stephena Kinga To,
reżyserstwa Andresa Muschiettiego, reklamuje plakat z
małym chłopcem w żółtej kurtce – George’em (Jackson Robert Scott).
Mimo tego, że w filmie, jak i w książce pojawia się on tylko w pierwszej scenie,
czy też w początkowym rozdziale, to jego obecność jest kluczowa. Wraz z jego
rozmową przy studzience kanalizacyjnej rozpoczynamy naszą przygodę z Tym. Tak
samo jak nad głową George’a „szumiał październikowy wiatr”, gdy podążał za
łódeczką, tak i nad moją szumiał ten sam wicher, gdy kierowałam się w stronę
kina, aby po przeczytaniu książki prześledzić tę opowieść jeszcze raz, tym
razem na ekranie.
Film To przedstawia historię grupy dzieciaków
połączonych przyjaźnią, które wspólnymi siłami próbują bronić się przed
indywidualnymi koszmarami, przeżywanymi przez nie na jawie. Każdy z tych niepokojów
przybiera w końcu jedną postać – klauna, którego obecność zwiastuje czerwony
balonik. Jest on Tym. Na początku zachęca do zabawy, pozwala dokładnie poczuć
zapach cyrku, by po chwili przeobrazić się w coś demonicznego i karmić się
strachem najmniejszych. Ich obawy są mniej skomplikowane, ale i zarazem o wiele
silniejsze od lęków dorosłych, dlatego stanowią łatwiejszy i bardziej obfity
łup dla potwora.
Miejscem bytowania Tego,
czyli klauna Pennywise’a (Bill Skarsgård),
staje się miasteczko Derry. Z pozoru mamy wrażenie, że niczym nie różni się ono
od innych miejscowości. Po czasie zdajemy sobie sprawę, że tamtejsza społeczność
jest mniej czuła na brutalność innych, coś nakazuje jej nie zwracać uwagi na
agresywność współmieszkańców. Dorośli są „skażeni” obojętnością, a empatię
wykazują tylko dzieci. W wyniku takich zachowań grupka dzieciaków nawiązuje
silne więzi przyjaźni. Razem chronią się przed starszym chłopakiem Henrym (Nicholas Hamilton),
znęcającym się nad każdym z nich, a także przed swoimi własnymi lękami, które
nagle zaczęły przybierać realną postać. Bill (Jaeden Lieberher)
zrozpaczony po utracie brata, zaczyna w akcie desperacji jego poszukiwania, więc
musi zmierzyć się z Tym, który objawia mu się jako zaginiony. Ben (Jeremy Ray Taylor),
będący nowym mieszkańcem, a także z początku osamotnionym chłopcem, spędza dużo
czasu w bibliotece i zaczyna interesować się historią miasteczka. Odnosząc kilka
książek, widzi To ukazujące się mu jako mumia. Eddie (Jack Dylan Grazer)
dostrzega w opuszczonym domu trędowatego, będącego utożsamieniem jego obaw
związanych z czyhającymi wszędzie zarazkami, a tym samym chorobami, na jakie
może zapaść. Beverly (Sophia Lillis)
widzi w klaunie swojego ojca, osobę przerażającą ją najbardziej. W ekranizacji
lęki reszty dzieci odbiegają od tych, które posiadają w książce: Richie (Finn Wolfhard)
w filmie boi się klaunów, Stanley (Wyatt Oleff)
kobiety ze zniekształconą twarzą z obrazu, a Mike (Chosen Jacobs)
rąk rodziców i innych ludzi spalonych w pożarze, który on zdołał przeżyć.
Młodzi aktorzy zdołali realistycznie
zagrać przyjaźń i ukazać nam energię i nieustraszoność, drzemiącą w dzieciach. W filmie bywały zabawne
momenty, np. fragment, w którym Beverly opala się w samej bieliźnie po kąpieli z
przyjaciółmi w jeziorze, a reszta oniemiałych chłopców przygląda się jej do
chwili, aż dziewczyna nie otworzy oczu. Podobało mi się również zademonstrowanie
innych emocji, takich jak strach, miłość i zrozumienie. Przy scenach, w których
młodzież atakował klaun i wywoływał u bohaterów przerażenie, pomyślałam, że
jeszcze nigdy nie słyszałam, aby dzieciaki aż tak wiarygodnie przeklinały. Sam
Pennywise został przez Skarsgårda bardzo ciekawie przedstawiony. Jestem pod
wrażeniem jego gry aktorskiej: mimiki, gestykulacji, modulacji głosu itp. Dał
nam nowe spojrzenie na postać od dawna obecną w popkulturze.
Spodziewałam się, że
film będzie „okrojony” z wielu wątków znajdujących się w książce i obawiałam
się, że sprawi to, iż będzie kiepski. Na szczęście taki się nie okazał.
Niektóre elementy były lepiej pokazane niż sobie je wyobrażałam – cała postać
George’a: ukazanie jego ogromnych i niewinnych oczu, tragiczny moment przy
kanale ściekowym, a także końcowa scena z jego udziałem; naprawdę zjawiskowo
wyglądała tryskająca z odpływu krew zalewająca całą łazienkę, łącznie z będącą
tam Beverly; klaun stojący pod zrujnowanym domem, którego twarz przesłaniały
balony, tworzące wzór odwróconego trójkąta. Podobało mi się „puszczenie oczka”
ze strony scenarzystów do widzów będących po lekturze książki, np. podczas
pokazania trzymanego przez Billa żółwia z klocków, który zostaje po chwili
upuszczony i rozbity (kto czytał, ten wie o co chodzi). Niestety, pewne wątki
było pominięte lub inaczej przedstawione. Żal mi było inaczej przetłumaczonego
powiedzenia Billa, mającego pomóc w poprawie wady jego wymowy, ale również
posiadającego moc odstraszenia potwora. W książce ciągle powtarzane „obie ręce
oparłszy o poręcz drewnianą, rzekł z uporem, że ducha zobaczył dziś rano” uważałam
za nawiązanie do zwierzających się sobie przyjaciół na temat istoty, jaką każde
z nich ujrzało. Oprócz tego nie została na tyle dobrze przedstawiona postać
Henry’ego i to, co przez lata doprowadzało do jego obłędu. Jednak scena w
której ojciec strzela pod nogi syna, tym samym doprowadzając go do stanu
ogromnego strachu, ukazuje nam to w skrócie. Tak samo treściwe, ale dosadnie
pokazane jest lekceważenie przez rodziców Billa od momentu śmierci jego
młodszego brata – przy tym, jak ojciec nakazuje mu rozebrać konstrukcję rur
oraz w momencie, gdy chłopiec mówi „wejść do tego domu wolę bardziej niż do
własnego”, wyjaśniając, dlaczego nie obawia się zmierzyć z klaunem w
zrujnowanej budowli.
Czy jest to film, który
przeraża? Momentami tak. Już pierwsze usłyszane dźwięki wywołały u mnie pewien
niepokój. Była to nucona przez dziecko piosenka, zakończona jego śmiechem.
Dodatkowe efekty uczyniły tę niepozorną czynność upiorną. Sama postać klauna nie
jest aż tak straszna, natomiast nieprzewidywalność tego, kiedy pojawiała się na
ekranie, sprawiała, że podskakiwałam na kinowym fotelu. Oczy potwora były
lśniące, miało się wrażenie, że są demoniczne. Także sam jego głos brzmiał równie
zatrważająco, niezależnie od użytego tonu. Jednak połączenie takich scen z
zabawnymi oraz takimi, w jakich obecni są rodzice, będący w głównej mierze
osobistym dramatem dzieci, sprawiły, że nie jest to horror, mający za zadanie
jedynie wywołać u widza szybsze bicie serca i zatrzymanie na moment oddechu. To jest produkcją przedstawiającą
historię grupki dzieciaków zmagających się ze swoimi fobiami, ale także
borykających się z emocjami odpowiednimi dla ich wieku, takimi jak niepewność
wywołana pierwszą miłością, zażenowanie przy kupowaniu podpasek czy też radość
ze wspólnie spędzonego czasu z przyjaciółmi.
Uważam, że To jest dobrą produkcją, która wciąga. Jako
horror posiada ciekawą fabułę i potrafi zaskoczyć. Po przeczytaniu książki
czuję lekki niedosyt, jednak w filmie została przedstawiona tylko połowa
historii opowiedzianej o Derry i o „magicznej” siódemce przyjaciół. Z
niecierpliwością czekam na drugą część, w której będą pokazane losy naszych
bohaterów jako dorosłych. Mam nadzieję, że nie zawiodę się i ponownie zostanę
pozytywnie zaskoczona.
Patrycja
Dębowiec
patrycja119700@gmail.com
Zdjęcie: Oliwia Bogdan
Źródła:
1. S. King. To. Warszawa 2012;
2. To. reż. A. Muschietti. 2017;
3. To – pełna obsada i twórcy (http://www.filmweb.pl/film/To-2017-571114/cast/actors).