Nowy
rok – nowy/a ja. Ileż lat z rzędu powtarzamy sobie tę samą sentencję? 1
stycznia zapowiada nowy, świeży okres pełen siłowni, diety, regularnej nauki,
początek drogi bez papierosa czy fast foodów. Aż przychodzi kolejny styczeń, do
którego doszliśmy z 5 kg nadwagi, zmaltretowaną wątrobą i mnóstwem rzeczy
odłożonych na później. A może nie ma sensu nic sobie postanawiać?
„W tym roku będę
chodzić na siłownię 3 razy w tygodniu” (2014). „No dobra, przynajmniej 2 razy”
(2015). „Co niedziela” (2016). „Będę chodzić pieszo na uczelnię” (2017).
„Dobra. Nie słodzę herbaty” (2018). Jak
szybko ewoluują nasze postanowienia chcąc dostosować się do naszego lenistwa,
ale mimo wszystko próbując dać nam cień szansy na ich wypełnienie? A może warto
zmienić nie tylko zakres poprawy naszego zachowania, ale i sposób, w jaki
będziemy do niego dochodzić?
Profil
postanawiacza niekonsekwentnego
Ma lekką nadwagę, lub
tak mu się zdaje, szuka pretekstu do zmiany w swoim zachowaniu po to, by po
przejściu tej rewolucji poczuć się lepiej lub pokazać wszystkim dookoła czego
dokonał. Jest nieco zagubiony w tym, czego właściwie powinien od siebie wymagać
zdaniem swoim i otoczenia. Z roku na rok obiecuje sobie, że tym razem będzie
inaczej i szuka coraz to nowszych środków do realizacji celu. Bezskutecznie.
Co właściwie sprawia,
że postanawiacz staje się postanawiaczem niekonsekwentnym? Według mnie jest to z
jednej strony lenistwo, z drugiej nieznajomość środków pomagających wytrwać w
realizacji celów, a z trzeciej – nieumiejętność dobrania postanowienia do
osobowości, potrzeb i możliwości.
Jeszcze kilka lat temu
CBOS opublikował badania, z których wynika, że wówczas 59% Polaków zrealizowało
postanowienia noworoczne w części, 21% w całości, a 20% wcale. Jednak warto
zwrócić uwagę na małą gwiazdkę pod wykresem tłumaczącą, iż chodzi o tych…
którzy w ogóle pamiętali o swoim postanowieniu. To chyba dosyć ważny czynnik,
prawda? Cóż, z drugiej strony jednak, jeśli co roku postanawiamy sobie iść na
siłownię, to trudno o tym zapomnieć
Styczeń
nowego roku
Przychodzi nowy
miesiąc, świeża, niezapisana kartka, stopniowo zalewana potem, zgniatana w
tłumie i poprzedzierana z powodu zbytniego obciążenia. Wszystko to za sprawą
siłowni, ulubionego miejsca postanawiaczy (w styczniu, ewentualnie lutym). Dla
tych, którzy regularnie ćwiczą, początek roku wiąże się z kolejkami do
pryszniców, uciążliwymi tłumami gapiów, zwiedzaczy i turystów (bo jak inaczej
nazwać kogoś, kto zamiast ćwiczyć, robi zdjęcia, sprawdza coś w Internecie i snuje
się z kąta w kąt nie próbując nawet zaczerpnąć porady?).
Kolejną zatłoczoną
przestrzenią w styczniu staje się sieć, a konkretnie blogi, portale, vlogi
traktujące o zdrowym odżywianiu, dietach i poradach żywnościowych. Każda ilość
wiedzy jest chłonięta bez uporządkowania, czasem przeradzając się w coś, co
można streścić jednym zdaniem: „jestem obecnie na kilku dietach, bo jedną się
nie najadam”.
Jest jeszcze jedno
miejsce, gdzie zwiększa się ruch – banki lub ich strony internetowe. Zasypywani
ofertami, postanawiacze chcą wreszcie oszczędzić, więc szukają najlepszych
kont, lokat i innych wytworów świata finansów, które miałyby najlepiej w
miesiąc potroić ich kapitał.
Grudzień
po tym wszystkim
Po dwunastu miesiącach
siłownie zyskują więcej powietrza. Stali bywalcy oddychają z ulgą, bo w sali są
faktycznie ci, którzy chcą tam być. Blogi dietetyków wprawdzie dalej są
popularne, ale już nie aż tak, więcej dzieje się w okolicach bioder i ud
postanawiaczy, którzy już od jakiegoś czasu dali sobie spokój z dietą na rzecz
oponki zimowej. Konta oszczędnościowe zostają zamknięte lub po prostu jest na
nich tylko odrobinę więcej niż było, więc postanawiacze wściekają się na samych
siebie lub odkładają zakup samochodu na „za jakiś czas”.
Grudzień, wśród całej
tej świątecznej radości, gorączki prezentów, jest dla postanawiaczy smutny, ale
jest także tym momentem, w którym coś w nich pęka i myślą nad tym, jakie cele
wyznaczyć sobie na następny rok.
Co
zrobić, żeby postanowienia nie spełzły na niczym
Ciekawym sposobem na
osiągnięcie sukcesu w planowaniu przemiany jest zaczęcie tego wszystkiego trochę
wcześniej, na przykład na pół roku przed. Pomyślcie o tym, co chcielibyście
osiągnąć i przetestujcie, czy sposób, jaki sobie na zrealizowanie tego celu
obraliście, jest dla Was. Przykładowo, chcecie się więcej ruszać, więc idziecie
na tę sławną i opiewaną siłownię. Jeśli nigdy nie ćwiczyliście, prawdopodobnie
potrzebna będzie Wam pomoc albo trenera albo znajomego, który wie co i jak.
Jeśli to nie wypali, spróbujcie czego innego – zajęć fitness, basenu. Do
grudnia znajdziecie już to, co się Wam spodoba i wtedy będziecie sobie mogli
postanowić na przykład „będę chodził na basen 3 razy w tygodniu”. Wiecie, że
się to Wam podoba, więc jedynym, do czego będziecie się musieli zmusić, będzie
regularność.
W momencie, kiedy już
macie gotowe postanowienia, warto wprowadzić je do naszego planu dnia i
tygodnia. Pamiętajcie, że realizacja wytyczonego zadania to dodatkowe zajęcie,
musicie więc znaleźć na nie odpowiedni czas. Powiedzenie sobie, że w tym
tygodniu idziecie na basen nic nie da, dobrze jest ustalić sobie konkretny
dzień i godzinę, kiedy wiecie, że nie macie nic innego zaplanowanego. Jest to
oczywiście wskazówka dla postanawiaczy niekonsekwentnych.
„Zatrudnijcie” kogoś,
kto będzie Was sprawdzał. Nie bierzcie byle kogo, musi to być taka osoba, która
nie ulegnie Waszemu czarowi, tylko bez taryfy ulgowej będzie oceniać Wasze
postępy i ganić za ich brak. Zobaczycie, że po pewnym czasie przestaniecie już
potrzebować nadzoru.
Nastawiajcie sobie też
budziki, alarmy, przypominające o zaplanowanym zajęciu; nawet jeśli będziecie
je ignorować, możliwe, że wzbudzą w Was poczucie winy i pomogą w stopniowym
wdrożeniu się w rytm realizacji celów.
Alternatywa
dla oklepanych postanowień
1.
Jeśli chcecie zacząć ćwiczyć,
postanówcie sobie, że zbieracie na wakacje nad morzem. Konieczność wystąpienia
w bikini czy kąpielówkach zmusi Was do ruchu.
2.
Zważcie się na specjalnej wadze
analizującej skład ciała, a dowiecie się, czy rzeczywiście musicie schudnąć,
czy raczej wystarczy Wam ruch dla przyjemności.
3.
Jeśli chcecie się systematycznie uczyć,
postanówcie sobie, że będziecie przepisywać notatki – ręczne pisanie pomaga nam
zapamiętywać.
4.
Postanówcie sobie więcej czytać. Książki
poszerzają wiedzę, słownictwo i trenują umysł, a kiedy w pociągu skończy Wam
się powieść, będziecie czuli niedosyt i… może sięgniecie po notatki?
5.
Wyznaczcie sobie cel nauczenia się
czegoś nowego – może języka, może tańca, może obsługi jakiegoś programu.
Zwiększycie umiejętności i być może znajdziecie nową pasję.
Pamiętajcie, aby
powiesić listę postanowień w widocznym miejscu i niczego nie wykreślajcie! Mieliście
aż pół roku, by zbadać, czy dacie radę. Skoro zapisaliście te konkretne cele na
kartce, znaczy, że musicie je wypełnić. Zmieniajcie jedynie ważność punktów –
jeśli już coś robicie, dajcie to na niższy poziom, bo albo cel został zrealizowany,
albo już weszliście w rytm jego wypełniania. Na szczycie listy, na czerwonym
tle, niech widnieje to, za co się nie zabraliście, lub do czego zabieracie się
szczególnie rzadko, by osoba sprawdzająca Was wiedziała, na co kłaść nacisk.
Przydatne
narzędzia
W wypełnianiu
postanowień mogą nas wspierać rozmaite bardziej i mniej nowoczesne i
zaawansowane technicznie narzędzia. Tymi „bardziej” są na przykład aplikacje na
telefon i komputer, w których da się zaprogramować alarmy oraz dzienne i
tygodniowe rutyny, o których nasze urządzenie będzie nam przypominać.
Przykładem takiej aplikacji jest TimeTune.
Kolejnym, nieco
bardziej przestarzałym, jest tablica – magnetyczna lub korkowa, do której
możemy przyczepić sobie kolorowe kartki, plan tygodnia, przypominające o
nadchodzących wydarzeniach i zadaniach na najbliższy czas. Pamiętajcie jednak,
że w tym wypadku niezwykle istotne jest powieszenie jej w miejscu, które często
widzimy w ciągu dnia. Dla tych, którzy nie mają wolnej ściany, z pomocą przyjdzie
zwykła lodówka.
Pomocny również będzie
na pewno kalendarz w różnych postaciach. Swoje plany zapisywać możemy w
tradycyjnym ściennym, w formie zeszytu, w profesjonalnym organizerze, czy plannerze,
a także w popularnym ostatnimi czasy tzw. bullet
journal, czyli takim dzienniku, który w całości tworzymy sami. Wystarczy
kupić zwykły zeszyt, a reszta jest dziełem naszej wyobraźni. Zachęcam do poszukania
informacji na ten temat – w Internecie
roi się od przepisów na zaczęcie swojej przygody z tym rodzajem kalendarza.
Te wszystkie narzędzia,
środki i sposoby na to, by nasze postanowienia wreszcie przeszły ze słów w
czyny, działać będą tylko wtedy, kiedy będziemy przekonani o ich słuszności. Pamiętajcie, nie planujcie czegoś ze względu na modę, tylko
bierzcie pod uwagę jedynie własne potrzeby i pragnienia. Nie każdy musi chodzić
na siłownię, nie każdy musi odstawić gluten (to akurat bardzo serio, nie
wszystkim taka dieta służy). Znajdźcie coś, co realizując pośrednio Wasze cele
będzie Wam sprawiać frajdę. Postanowienia nie mają być katorgą, ale drogą do
tego, by czuć się lepiej we własnej skórze. Czego i Wam, i sobie na ten nowy,
2018 już rok, życzę!
Marta
Szybiak
martaszybiak@gmail.com
zdjęcie:
Sofia Vetriak
Źródła:
1.
Komunikat z badań BS/12/2008;
Postanowienia i plany Polaków na rok 2008, CBOS, Warszawa, styczeń 2008 (www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2008/K_012_08.PDF)
dostęp: 19.12.2017