Przejdź do głównej zawartości

Titanic – wypadek czy przekręt stulecia?


Statek marzeń. Niezatapialny cud techniki. Niezaprzeczalnie budził zainteresowanie, jeszcze zanim zdążył wyruszyć w swój pierwszy rejs. Ale czy naprawdę w niego wypłynął?


Przepych i bogactwo, pycha ludzka ukarana w brutalny sposób, pierwszy rejs zakończony tak nieoczekiwanie, przynoszący śmierć setkom ludzi, również tym bajecznie bogatym, orkiestra grająca do samego końca. Historia Titanica udowadnia, że najlepsze scenariusze filmowe pisze życie. Nic więc w tym dziwnego, że na stałe zadomowił się on w popkulturze, dając się poznać szerszej publiczności chociażby w kultowym już filmie Jamesa Camerona, a mniej szerszej w postaci foremek do lodu. Ale co, jeżeli statek, który zainspirował tak wiele ludzi, jest tylko zasłoną dymną dla przekrętów finansowych na dużą skalę? Co jeżeli to nie Titanic zatonął tamtej mroźnej kwietniowej nocy?

Ambicje White Star Line
Noc z 14 na 15 kwietnia 1912 roku na zawsze zapisała się na kartach historii i popkultury. Żeby jednak w pełni zrozumieć, co się wydarzyło, trzeba się cofnąć aż do 1907 roku. White Star Line nie miała przed sobą łatwego zadania. Jej główny rywal, Cunard Line, posiadał najszybsze statki, jakie pływały w tamtych czasach po wodach Atlantyku przy jednoczesnym zachowaniu standardów wyższych od jakiegokolwiek jej statku. Wtedy właśnie powstała koncepcja zbudowania trzech statków typu Olympic, które co prawda nie byłyby tak szybkie, ale za to nic nie mogłoby się równać z ich ogromem, przepychem i nowoczesnością. Titanic był jednym z nich. Jako pierwszy na szerokie wody wypłynął Olympic. White Star Line nie dane było jednak długo nacieszyć się jego sukcesem. Olympic rozpoczął swoją karierę 29 maja 1911 roku, a już 20 września tego samego roku zderzył się z brytyjskim krążownikiem o nazwie HMS Hawke. Statek nie zatonął, ale i tak był to potężny cios w ambicje spółki. Olbrzym mający zapewnić im sukces, nie nadawał się do rejsów bez przeprowadzenia kosztownego remontu, na który jednak White Star Line nie bardzo miał finanse. Duże zasoby pieniężne pochłaniało przecież tworzenie dwóch kolejnych statków – Titanica i Gigantica (po 14 kwietnia przemianowanego na Britannica). Cała nadzieja kompanii spoczęła więc w Titanicu, którego budowa na szczęście dobiegała końca. Kompania postawiła wszystko na jedną kartę. Titanic był największym i najbardziej nowoczesnym statkiem, jaki do tamtej chwili powstał. Miał podwójne dno, grodzie wodoszczelne, które powinny umożliwiać kapitanowi (czy też oficerom) odcięcie zalanego przedziału w zaledwie kilka sekund (dzięki nowoczesnej technologii bez potrzeby opuszczania przez nich mostka) oraz najnowocześniejszą wtedy aparaturę radiową Marconiego. Słowo przepych nie oddaje w pełni tego, co oferowało wnętrze statku. Każdy, kto oglądał film Jamesa Camerona, widział idealnie odwzorowaną tam klatkę schodową, która nie miała sobie równych. Titanic ponadto dysponował też świetnie wyposażoną siłownią, basenem oraz windami. White Star Line miał również jeszcze jedną przewagę. Jako pierwszy oferował bilety nie tylko klasy pierwszej i drugiej, ale także trzeciej, która, choć w niczym nie przypominała pięciogwiazdkowych hoteli, była i tak najbardziej luksusową rzeczą jaką jej pasażerom dane było zobaczyć na oczy. Ale nie dbano tylko o oczy pasażerów trzeciej klasy, przeznaczona im obsługa statku była dla nich nadzwyczaj miła, a jedzenie wliczone w koszt biletu pozwalało im doznać luksusu codziennego odchodzenia od stołu, będąc najedzonym, co nawet dziś nie jest przywilejem wszystkich ludzi. Warto tu jednak sprostować jedną rzecz. Jakkolwiek Titanic był statkiem nadzwyczaj postępowym i nowoczesnym, jego właściciele nigdy nie twierdzili, że jest on niezatapialny. Nieporozumienie to wynika z faktu, że grodzie wodoszczelne zainstalowane na nim miały czynić statek praktycznie niezatapialnym (takiego określenia użyło pismo „The Shipbuilder”). Do opinii publicznej określenie to dostało się za pomocą mediów, które jednak najpierw usunęły słowo „praktycznie” (jak widać, nie tylko dziś media manipulują przekazem). Co ważne, White Star Line nie używał tego określenia. Przygotowania do wypłynięcia Titanica trwały, aż w końcu nadszedł tak długo wyczekiwany 10 kwietnia 1912 roku. Pierwszy dzień rejsu.



Rejs marzeń
Rozpoczął się on w Southampton 10 kwietnia 1912 roku, kiedy na pokład wpuszczono pierwszych pasażerów. Mało kto jednak wie, że właśnie w tym porcie gigant był o centymetry od wypadku. Jeden z zacumowanych w porcie statków zerwał się i minął luksusowy transatlantyk zaledwie o odległość około jednego metra. Jednostka ta nazywała się New York, który jak na ironię nazywał się tak samo jak port docelowy Titanica, do którego jak wiadomo statek nigdy nie dopłynął. Rejs pod wodzą doświadczonego kapitana Edwarda Smitha (byłego kapitana Olympica) trwał zgodnie z planem aż do 14 kwietnia 1912 roku. Zachodzące słońce nigdy nie miało już oświetlać luksusowego statku, który dla tak wielu ludzi wiązał się z tyloma nadziejami. O godzinie 22.40 transatlantyk zderzył się z górą lodową. Zderzenie nastąpiło w niecałą minutę po zauważeniu góry. Pierwszy oficer Murdoch, pełniący służbę na mostku, próbował uniknąć kolizji, wydając rozkazy „Prawo na burt” i „Cała wstecz”. Niestety, statek otarł się o górę lodową burtą, w wyniku czego powstały szczeliny, których powierzchnia całkowita wynosiła około jednego metra kwadratowego. I tyle wystarczyło. 2 godziny i 40 minut poźniej na powierzchni Atlantyku unosiły się już tylko szczątki statku, ciała i szalupy ratunkowe, w których przebywali tak nieliczni ocaleni. Zaledwie 700 z ponad 2000. Czy dało się temu zapobiec? Co gdyby obserwatorzy mieli lornetki lub gdyby Murdoch nie wydał tak fatalnych w skutkach rozkazów „Prawo na burt” i „Cała wstecz”? Według ówczesnego prawa z lornetek korzystano dopiero po zaobserwowaniu podejrzanego obiektu, poza tym ograniczały one zasięg widzenia. Mnóstwo ludzi wypowiada się również, że gdyby Titanic uderzył w górę dziobem, do katastrofy by nie doszło. Być może jest to prawdą. Nie można jednak zapomnieć o specyfice tamtych czasów. Gdyby pierwszy oficer jakim był William Murdoch nie próbował nawet ominąć góry, istniało ryzyko, że zakończy to jego karierę oficera, a musiał on zdawać sobie z tego sprawę. Wielu ekspertów zgadza się, że Murdoch podjął decyzję zgodną z ówczesnymi procedurami. A co ze zbyt małą ilością szalup? Otóż Titanic miał ich nawet więcej niż wskazywało prawo. Przed 14 kwietnia uważano, że wielkie katastrofy morskie to już przeszłość. Szalupy miały służyć do ewentualnego przetransportowania pasażerów z jednego statku na drugi (w razie potrzeby). Titanic miał 20 szalup ratunkowych, mogących pomieścić 1100 osób, i było to więcej niż wymagało tego ówczesne prawo. Nie jest to jednak precedens, White Star Line nie jest jedyną kompanią żeglugową, która wypuszczała tak w rejsy swoje jednostki. W tamtym czasie statki tak po prostu pływały. Zmieniło się to dopiero po 14 kwietnia, kiedy nakazano, żeby liczba miejsc w szalupach odpowiadała liczbie pasażerów.  Jako sprawcę katastrofy można więc wskazać przestarzałe prawo Brytyjskiej Izby Handlowej, które dopuszczało tak małą liczbę szalup na pokładzie giganta oraz brak stałego dyżuru radiotelegrafisty, co spowodowało, że SS Californian, będący tak blisko, nie odebrał sygnału CQD ani SOS, nadawanego z pokładu tonącego statku. To samo prawo pozwalało również ignorować ostrzeżenia o górach lodowych, które Titanic otrzymał 14 kwietnia, a za które zapłacił cenę największą z możliwych. Tu jednak kończy się historia oficjalna. A jeżeli to, co za nią uważamy, jest tylko dobrze sfingowanym przekrętem finansowym?

W pogoni za pieniędzmi
Każdy, kto Titanica zna poza ekranem, powinien też znać nazwisko Robina Gardinera i jego książkę Titanic. The Ship That Never Sank? („Titanic. Statek, który nigdy nie zatonął?”). Gardiner zaszokował opinię publiczną swoją teorią mówiącą, że transatlantyk ten nigdy nie zatonął. Według autora dokonano potajemnej zamiany statków. Wspominałam wcześniej o wypadku Olympica nie przypadkiem. Zniszczenia miały okazać się zbyt duże na zasoby finansowe White Star Line, zaś odszkodowanie przepadło, gdyż winnym za kolizję ogłoszono kapitana Olympica, którym był nie kto inny jak Edward Smith, późniejszy kapitan Titanica. Firma White Star Line znalazła się w poważnych kłopotach finansowych i nie wiedziała, jak sfinansować tę naprawę i przy okazji nie zbankrutować. Odpowiedzią okazał się Titanic. JP Morgan, właściciel kompanii, wiedział, że jest dla niego tylko jedna szansa – zamienić statki, po czym zatopić Olympic jako Titanic. Misja trudna, ale jednak nie niemożliwa, w końcu po kolizji Olympic przebywał przez chwilę w suchym doku razem ze swoją siostrzaną jednostką, należało jedynie przenieść meble, przemalować nazwę i sam statek tak, by wyglądał na nowy. Obie jednostki były przecież bliźniacze, więc nikt nie poznałby się na mistyfikacji. Oczywiście liczyła się też dyskrecja. Gdyby sprawa wyszła na jaw, kompania White Star Line straciłaby wszystko. Samo zatopienie musiało oczywiście wyglądać jak wypadek, żeby kompania mogła zainkasować tak potrzebne im odszkodowanie finansowe. Tragiczne jednak okazało się samo wykonanie zadania. Nikt nie przewidział, że akcja nie uda się tak, jak ją zaplanowano, statek mający zabrać rozbitków nie zdążył do niego dotrzeć, gdyż Olympic zatonął zbyt wcześnie. Pamiętacie SS Californian? To właśnie on miał przypłynąć na pomoc rozbitkom, niestety, jak już pisałam, Olympic zatonął zbyt wcześnie, a brak komunikacji spowodował, że przedstawienie kolizji, w którym miał nieść pomoc Californian, rozegrało się bez jego udziału. Żeby jednak zapoznać się z dowodami przemawiającymi za tą tezą, nie trzeba sięgać po książkę. Na YouTubie jest wiele filmików, które pokazują fakty przemawiające na korzyść teorii Roberta Gardinera.

Każdego, kto chce zapoznać się z teorią Roberta Gardinera, zapraszam na do obejrzenia filmiku. Ale zanim cokolwiek obejrzysz, wiedz, co masz zamiar obejrzeć. Zamiana ta nie mogła mieć miejsca. Ale od początku. Problemem jak zawsze okazała się prasa. Rozpisywano się o bliźniaczym podobieństwie statków. Nie jest to jednak prawdą. Mało tego! Często zdarzało im się wstawić zdjęcie Olympica i podpisać je imieniem siostrzanego statku. Jest to duży błąd, ponieważ Titanic został zmodyfikowany. Pasażerowie Olympica (pierwszej klasy oczywiście) skarżyli się, że podczas rejsu fale rozcinane przez dziób chlapały na ich pokład spacerowy. White Star Line nie pozostawiła tego bez odpowiedzi, modyfikując konstrukcję kolejnego statku, i kłopotliwy pokład został w Titanicu do połowy zasłonięty stalową ścianą z przeszklonymi oknami. Teoria ta jednak nie odnosi się do tej tak widocznej różnicy w wyglądzie statków. Zdarza się, że twórcy filmów na portalu Youtube, opowiadający się za teorią Gardinera, często pokazują wrak statku, wskazując na rozkład okien, który ma zgadzać się z tym z Olympica. Statki jednak są źle opisane, a ich nazwy zostały zamienione. Nic więc dziwnego, że rozłożenie okien przypomina zdjęcia z pokazywanego Olympica, skoro nim on nie jest. Dla mnie to trochę tak jakby pozamieniać w gazecie nazwiska pod zdjęciami premiera i prezydenta, gdyż różnica jest ogromna. Większość ludzi jednak nie pozna się na podmianie. Co więcej, na zdjęciach widać wyraźnie różnice w konstrukcji statków. Autorzy każą wpatrywać się jednak w okienka pod tymi miejscami, nie zwracając uwagi na to, że nieco powyżej tych okienek mają argument na to, że zamiana ta była niemożliwą.  I jeszcze jedno! Olympic miał być uszkodzony tak bardzo, że nie nadawał się do dalszych rejsów. Jakim więc cudem dopłynąłby tak daleko? Mało tego – oba statki 14 kwietnia były w trakcie swoich rejsów. Olympic (czy też Titanic zamieniony na Olympica według wyznawców tezy Gardinera) proponował nawet, że zabierze rozbitków na swój pokład, był on jednak zbyt daleko w momencie katastrofy. Jeżeli teza Gardinera mówi prawdę i części z Titanica przeniesiono do Olympica, żeby jakoś się unosił, to dlaczego 14 kwietnia oba statki pływały po powierzchni Atlantyku? I skoro Olympic dał radę dopłynąć prawie do wybrzeży Ameryki (pod nazwą Titanica oczywiście), to czy naprawdę był tak uszkodzony, że nadawał się jedynie do zatopienia?  Być może kiedyś wyznawcy tej teorii odpowiedzą na te pytania. Na ten moment jednak nie pozostaje mi nic innego, jak uznać tę tezę za stek bzdur łamiących wszelkie zasady logiki.

Agnieszka Cegieła
agac@onet.com.pl

Źródła:
1.      W. Lord: Titanic. Pamiętna Noc. Warszawa 2016;
2.P. Osiński: Myślicie, że o Titanicu słyszeliście już wszystko? Te ciekawostki was zaskoczą (www.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15805675,Myslicie__ze_o_Titanicu_slyszeliscie_juz_wszystko_.html);
3.      www.titanic.com.pl;
4.      www.youtube.com/watch?v=Chq6iBr-qdA;
5.      www.youtube.com/watch?v=PJzNNZUt_Js.

Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z

„Pan mąż” i „szanowny artysta” w jednej osobie

Marek Grechuta nie od dziś jest dla mnie synonimem fenomenalnej dykcji. Zachęcam do podważenia mojej tezy – zapewniam, że wybitny krakowski artysta nadal pozostanie niedoścignionym mistrzem w swym fachu. Gdy daję ponieść się jego twórczości, w uszach dzwoni mi każda głoska, a on nad wyraz precyzyjnie nadaje kolor przyrodzie i miłości, oplata je czule ramionami, powierzając poświęcone im teksty opiece ciepłej barwy głosu.  Uznawany za najważniejszego przedstawiciela polskiej poezji śpiewanej, Marek Grechuta odszedł 9 października 2006 roku. W pamięci słuchaczy pozostał między innymi jako członek formacji Anawa czy Grupy WIEM. Stworzył nieśmiertelne utwory takie jak Dni, których nie znamy , Korowód (mający już stałe miejsce w Topie Wszech Czasów radia Trójka), czy Ocalić od zapomnienia z tekstem Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jest jeszcze co najmniej jeden wyjątkowy utwór, przy którym warto się zatrzymać. Chodzi mianowicie o I Ty, tylko Ty będziesz moją panią – czy kiedykolwiek