Jedni tłumaczą to faktem, że moda zawsze
wraca, inni – ci o dość makabrycznym poczuciu humoru – mówią, że to nostalgia
za czasami, kiedy nie było nas jeszcze na świecie. Festiwal nawiązań do lat 80.
widać w na wybiegach, w filmie (wystarczy wspomnieć zeszłoroczne premiery To,
Atomic Blonde czy kolejnego sezonu Stranger
Things), nowinkach technicznych i oczywiście w muzyce. Podczas gdy
legendarni wykonawcy z tamtych czasów czują się świetnie i wciąż koncertują, do
gry wchodzą kolejni artyści z wizją imitowania brzmienia sprzed lat. Dobry
przykład to Confrontational, zespół, którego płyta The Burning Dawn ukazała
się pod koniec ubiegłego roku.
Szukając informacji na temat autorów tego
projektu, nie znalazłam zbyt wiele. Wiadomo, że album nagrano we Włoszech;
znane są również nazwiska osób śpiewających w poszczególnych utworach. Wyróżnia
się wśród nich Cody Carpenter – syn tego Johna Carpentera, reżysera i
kompozytora muzyki filmowej, znanego między innymi z kultowej ścieżki
dźwiękowej Ucieczki z Nowego Jorku. Podobne brzmienia da się usłyszeć
również na The Burning Dawn, ale na tym trop się urywa. Tajemnica
otaczająca produkcję, zapewne nieprzypadkowo, całkowicie współgra z klimatem
albumu i sprawia, że jest jeszcze ciekawszy.
Liczący dziewięć utworów The Burning
Dawn zaskakuje przede wszystkim spójnością. Od warstwy tekstowej, przez
wokalną, aż po okładkę, wszystko wydaje się opowiadać tę samą historię, utrzymaną
w atmosferze grozy. Dreszczyk pojawia się już podczas pierwszego utworu – Set
the Night Ablaze – i towarzyszy nam do samego końca. A co dzieje się
pomiędzy tym początkiem i końcem? Niesamowita parada nawiązań do brzmienia lat
80., można by rzec – orgia syntezatorów i automatów perkusyjnych. Miejscami
słychać tu New Order, czasem The Cure, zdarza się nawet solówka w stylu Iron
Maiden (mój ulubiony fragment płyty). Całość nie brzmi jednak odtwórczo. Można
się nawet zastanowić, czy wypada rozpatrywać ten album jako stylizację – jest
ona tak konsekwentna, że aż niewidoczna; zupełnie jak gdyby twórcy
funkcjonowali muzycznie w latach 80. i po prostu chcieli nagrać sobie płytę.
Najjaśniejsze punkty tego krótkiego, bo
trwającego tylko czterdzieści minut albumu to zdecydowanie Queen of
Vengeance oraz Fade / into the Burning Dawn, utwór poniekąd
tytułowy. Nawet jeśli na kimś nie robi wrażenia klimat serwowany przez
Confrontational, musi docenić kompozycje – są chwytliwe i brzmią tak, jak gdyby
były wręcz gotowe na stanie się ścieżkami dźwiękowymi kolejnych filmów, a
następnie evergreenami.
Przyznam szczerze, że gdybym nie wiedziała,
że słuchana przeze mnie płyta została wydana w 2017 roku, i tak nie dałabym się
nabrać, że to autentyczny album z lat 80. – o czymś tak dobrym na pewno
usłyszałabym wcześniej. Zdecydowanie polecam, nieważne, czy żyjecie w XXI, czy
może jeszcze w XX wieku.
Karolina Kuś
karolina.kus@vip.onet.pl