Przejdź do głównej zawartości

Elvis – największa rewolucja kulturalna XX wieku


Każdy o nim słyszał i każdy kojarzy jego wizerunek – niezależnie od tego, czy chodzi o naszych dziadków, rodziców czy młodsze pokolenia. Legenda, marka, rewolucja, a przede wszystkim człowiek, który podbił i zmienił na zawsze kulturę całego świata.  

Artyści tworzą coś, co nawet po ich śmierci doskonale funkcjonuje i dzięki temu zapisują się na stałe w ludzkiej podświadomości. Nieśmiertelność może dać muzyka, obrazy, wynalazek. Tymczasem w tym konkretnym przypadku mówi się: „Elvis wiecznie żywy”. Nie tylko jego muzyka – rock and roll, nie tylko strój czy taniec. To stwierdzenie wskazuje, że Elvis Presley nie jest symbolem jednej, konkretnej dziedziny. Wystarczy się rozejrzeć – znajdziemy go niemal wszędzie. Jego podobizny znajdują się na koszulkach, kubeczkach, plakatach, muzykę można usłyszeć w najróżniejszych miejscach, a nawiązania do stylu występowania na scenie dostrzec w wielu filmach. Na świecie można się spotkać z tysiącami jego naśladowców – podczas gdy zaraz po śmierci artysty, w 1977 roku, było ich około 170, tak współcześnie liczba ludzi wcielających się w Elvisa dochodzi do ponad 85 tysięcy. Można więc spekulować, że w tym tempie za 20–30 lat będzie nim jeden na dziesięciu z nas. A to wszystko to tylko najmniejszy ułamek z wpływów Elvisa na obecną kulturę.

Czy słynny schemat „od pucybuta do milionera” pasuje do Presleya? W bardzo dużym uogólnieniu tak, ale w rzeczywistości wykroczył on daleko poza tę skalę, zdobywając coś, czego prawdopodobnie nikomu już nigdy nie uda się osiągnąć. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego artykułu każdy zrozumie, co mam na myśli.

„Nie wierzę, że mógłbym tak śpiewać, gdyby Bóg tego nie chciał” (Elvis Presley)
Elvis Aaron Presley urodził się 8 stycznia 1935 roku w miasteczku Tupelo w Missisipi. Jest jednym z najważniejszych symboli popkultury XX wieku. Obecnie znany po prostu jako Elvis lub też Król rock and rolla.

Z okazji 11. urodzin zażyczył sobie rower. Rodziców jednak nie było stać na taki prezent, więc kupili mu pierwszą w życiu gitarę, tańszą i bezpieczniejszą. Elvis nie pochodził z zamożnej rodziny. Jego ojciec Vernon, robotnik, był pracowitym i bardzo prostym człowiekiem. Podejmował się różnych zawodów – od prac na plantacji bawełny po rąbanie drewna. Z kolei żona Vernona Gladys była szwaczką. Małżeństwo ledwie wiązało koniec z końcem. Elvis urodził się jako jeden z bliźniaków, jego brat jednak zmarł zaraz po porodzie, a niektóre źródła podają, że urodził się już martwy. Gladys ogarnął ogromny strach przed stratą drugiego syna, miała przeczucia i wizje, że Bóg zabierze jej również drugie dziecko. Kobieta żyła w ciągłym niepokoju, wobec czego Elvis stał się maminsynkiem. Gdyby poszedł pływać, mógłby się utopić, jazda na wspomnianym rowerze zwiększała ryzyko przewrócenia się, a przy grze w piłkę czy w innych zabawach z rówieśnikami mógłby się potłuc czy poobijać. Matka wychowała go po swojemu. Jedni mówią, że była dla niego niczym Anioł Stróż, inni że skrzywiła jego osobowość. Jedno jest pewne – stała się najważniejszą osobą w życiu Presleya.

I tak, gdy jego koledzy bawili się na dworze, Elvis siedział z matką w domu, słuchając radia. Lokalne stacje oferowały wówczas wyjątkowo dużo muzyki. W klasycznej sytuacji takie odsuwanie dziecka od innych nie przynosi pozytywnych skutków. Jednak właśnie dzięki radiu i gitarze izolacja Elvisa osiągnęła wyjątkowo dobry efekt.
Miał niewątpliwie talent muzyczny. Już jako dziecko występował przed sąsiadami lub na różnych konkursach, by zarobić kilka dolarów. Był jednak bardzo nieśmiały, przez co nie chciał, żeby oglądano go podczas śpiewania – chował się w kąt, by nie widziano jego twarzy. Najczęściej wykonywał popularne piosenki country, ale od samego początku robił to po swojemu. Zmieniał ich styl i wydźwięk, przedstawiał na nowo to, co było już powszechnie znane. A gdy ktoś zwracał mu na to uwagę, odpowiadał, że właśnie o to chodzi – by było inaczej. Nikt jednak nie potrafił określić, na czym ta odmienność dokładnie polegała.

Dużo pomagał ojcu w pracy. Potem sam zabierał się do przeróżnych zawodów, aż w końcu uzbierał odpowiednią ilość pieniędzy na prezent urodzinowy dla mamy – postanowił nagrać dla niej płytę. Był rok 1953, gdy Elvis pojawił się w Sun Recording Studio. Podczas dokonywania opłat pracująca tam dziewczyna zapytała go: „Co umiesz zaśpiewać?”. Elvis miał odpowiedzieć, że „wszystko”. A na kolejne pytanie, do kogo jest podobny jego styl, brzmienie, odpowiedział: „Śpiewam jak nikt inny”. Tak też było.

„Przed Elvisem wszystko było czarno-białe. Kiedy pojawił się Elvis – pstryk! Cudowny Technicolor” (Keith Richards)
Elvis utorował drogę dla nowego nurtu, określanego jako rock’n’roll, sam stając się jego pierwszą autentyczną ikoną. Debiutancki singiel Heartbreak Hotel wydał w styczniu 1956 roku. Był to początek nowego gatunku muzycznego w kulturze, a dla Elvisa utrwalenie pozycji jako muzyka. Stworzył styl, który na zawsze zmienił obraz amerykańskiej muzyki. W niepowtarzalny sposób połączył ze sobą rozmaite, z pozoru niedające się pogodzić muzyczne wpływy, co sprawiło, że jego twórczość stała się uniwersalna.

Elvis szybko zaczął pojawiać się w popularnych programach telewizyjnych, gdzie wśród młodzieży wzbudzał zachwyt, natomiast jego zbyt kontrowersyjne i wyuzdane (jak na tamte czasy) zachowanie na scenie oburzało starsze pokolenia. Był jednocześnie zachwycającym, jak i niepokojącym zjawiskiem. Osoby wychowane na muzyce „dżentelmenów”, takich jak Frank Sinatra, nie mogli zrozumieć fenomenu artysty, który odrzucił lakierki, eleganckie stroje i delikatne, subtelne ruchy podczas dość statecznych występów na rzecz całkowicie przeciwnego wizerunku.

Zadziorny image Presleya został wyznacznikiem rockowego stylu, który stał się masowym rodzajem sprzeciwu młodych wobec uporządkowanego świata dorosłych, a sam Elvis – pierwszym reprezentantem tej zbuntowanej młodzieży. Owe niespokojne, poszukujące swojego miejsca pokolenie lat 50. potrzebowało alternatywy w stosunku do muzyki swoich rodziców. Pojawienie się rocka było tym, czego potrzebowali. Muzyka ta w prosty sposób opisywała ich życie oraz często poruszała tematy tabu. I wtedy nagle zjawił się Elvis – zbuntowany bohater, odrzucający wszelkie autorytety, uosobienie młodzieżowego idola, który tchnął w to pokolenie ducha świeżości. Zapoczątkował muzyczną rewolucję, która rozpoczęła proces transformacji kulturowej na całym świecie.

„Było wielu pretendentów. I było wielu rywali. Ale Król jest tylko jeden” (Bruce Springsteen)
Według badań prowadzonych w XXI wieku Elvis Presley wywarł „jakiś wpływ” na około 80% obywateli Stanów Zjednoczonych. Ale pamiętajmy, że jego twórczość i osoba od lat nie dotyczą tylko amerykańskiej kultury. John Lennon powiedział: „Gdyby nie było Elvisa, nie byłoby Beatlesów”. Inna osoba nim zainspirowana to Bob Dylan: „Kiedy po raz pierwszy usłyszałem Elvisa, poczułem się, jakbym nagle wyrwał się z więzienia na wolność”. Podobnie też uważa prawie cała czołówka polskiego bigbitu, przyznając, że działania Presleya były dla niej ważne i odkrywcze. Tadeusz Nalepa twierdził, że Elvis pokazał przedstawicielom tego nurtu „drogę”, z kolei Krzysztof Krawczyk w hołdzie Królowi nagrał aż dwie płyty, a w wielu jego utworach można łatwo znaleźć nawiązania do Presleya. Ciekawostką jest, że okładki do obu albumów zaprojektował polski malarz – amator, któremu podczas odsiadki w więzieniu Elvis ukazał się we śnie i kazał wrócić na uczciwą drogę.

Leonard Bernstein określił Presleya następująco: „Elvis jest największą siłą kulturalną XX wieku. To on do wszystkiego wprowadził rytm, do muzyki, języka, sposobu ubierania. Elvis to rewolucja społeczna”. Nie da się tym słowom zaprzeczyć.

„Wizerunek i osobowość to dwie różne rzeczy. Bardzo trudno jest sprostać wizerunkowi” (Elvis Presley)
O Elvisie najczęściej mówi się w dwóch wymiarach – o tym, kim był za życia, oraz o tym, jak postrzegany jest współcześnie. Z jednej strony mamy człowieka – chłopaka o niesamowitym słuchu i talencie. Z drugiej zaś Elvis to metaforyczna siła, która wciąż działa i wszędzie ma swoje wpływy. Warto przyjrzeć się temu pierwszemu opisowi. Czy Elvis przez całe swoje życie stworzył tylko jeden wizerunek artysty? Młody, szczupły, przystojny, pełny energii, dający idealne występy przez cały okres kariery? Oczywiście, że nie. Wiele osób tak kojarzy Elvisa, tak go zapamiętało i takiego kocha, ale jest jeszcze grupa fanów, prawdopodobnie o wiele mniejsza, która ma w głowie wizerunek Presleya, jakim był on w ostatnich latach swojego życia. Ten drugi, powstały w latach 70., również zyskał nieśmiertelność, jednak mówić o nim to tak, jakby opisywać już zupełnie inną osobę.

Na razie skupmy się jednak na pierwszym Elvisie, tym najpopularniejszym. Był nim od czasów pierwszego pojawienia się na scenie. Na kilka lat z niej zniknął, by wkrótce, pod koniec lat 60., powrócić w jeszcze większym blasku. Był to jego wielki powrót, ponownie czarował i zachwycał, zostawiając konkurencję w tyle. Gdy miał przyjechać na koncerty do Las Vegas, miasto szykowało się na to wydarzenia niczym jak na mistrzostwa wagi ciężkiej. Przed Elvisem roztaczała się perspektywa serii występów, począwszy właśnie od słynnego miasta rozrywki, gdzie piosenkarz przeżywał prawdopodobnie najlepszy czas w życiu. Tam można powiedzieć, że „wymyślił siebie na nowo”.

Ameryka w latach 70. użalała się nad sobą. Złożyło się na to wiele wydarzeń, m.in. afera Watergate, klęska w Wietnamie, inflacja i bezrobocie. Elvis przynosił tej dekadzie muzyczną pociechę, dawał nadzieję, pomagał zapomnieć o problemach i trudnościach. Było to bardzo widoczne w reakcji społeczeństwa – przy tak ogromnej recesji bilety na koncerty Króla były wyprzedawane co do ostatniego. Tłumy kłębiły się pod sceną, kobiety – bez względu na wiek – napierały coraz bardziej, by być jak najbliżej Mistrza. Osoby, które mogły obserwować fanów Elvisa z drugiej strony sceny, opisują, że „zachowywały się one jak zombie”, jak desperatki nieumiejące nad sobą zapanować. Podobno gdy koncert dobiegał końca, Elvis stopniowo przesuwał się z mikrofonem w głąb sceny, by zaraz po ostatniej piosence zdążyć wsiąść do samochodu. Wówczas o bisach nie było mowy, ponieważ wiązało się to po prostu ze zbyt dużym ryzykiem i obawą o bezpieczeństwo artysty

„Wszystkie moje marzenia spełniły się po stokroć” (Elvis Presley)
W ciągu dwóch miesięcy w Vegas Presley potrafił zarobić dwa miliony dolarów. Rocznie miał do zrealizowania 167 koncertów oraz dodatkowe sesje studyjne. Pewnego razu podczas jednej z nich zaczął nagrywać serię piosenek, jedną po drugiej. Łącznie w ciągu pięciu wieczorów przygotował 35 utworów, czyli materiał na trzy albumy. Rok 1970 okazał się dla niego wyjątkowo owocny, a sam Elvis był wtenczas w doskonałym stanie, przez cały czas chętny do pracy oraz bardzo na niej skupiony. Mając wtedy 35 lat, osiągnął wyniki, których już nigdy nie powtórzył. Triumfował i wydawało się, że cały świat leży u jego stóp. Nikt wówczas nie sądził, że zostało mu zaledwie siedem lat życia.

Stopniowo Król tracił formę i podupadał na zdrowiu. Sesje zaczęły go męczyć, a dwa występy dziennie nie okazały się twórczą odmianą, której potrzebował, wręcz przeciwnie. Osoby, które z nim cały czas pracowały, mówiły, że już rok później Elvis grał dla muzyków z tyłu sceny, a nie dla publiczności. Zaczął rozumieć, że do końca życia będzie zarabiał w Las Vegas, które stanowiło główne źródło dochodów (około pół miliona dolarów na tydzień). Miasto wiązało go, a on nigdy miał się od tego nie uwolnić. Nie znajdował czasu na odpoczynek: „56 występów w Vegas, dzień wolnego, tournee, znowu Vegas i tak bez końca”.

Po rozpadzie małżeństwa z Priscillą Presley zupełnie popadł w szał koncertów. Ciągłe trasy, zmęczenie, choroby i ogromne ilości leków – upadek nadszedł nagle. W 1973 roku nie miał już ani skupienia, ani bystrości sprzed lat. Przez choroby i styl życia zaczął mocno tyć, z każdy rokiem stawał się coraz grubszy, z kolei ciągła praca prowadziła do wycieńczenia, co łagodził lekami – niezliczonymi liczbami tabletek dziennie. W 1975 roku odwołał aż ¼ występów. Ostatnie dwa albumy nagrał w zaciszu swojego domu. Nie dawał już rady, ale mimo tragicznego stanu nie przestawał koncertować aż do sześciu tygodni przed śmiercią.

„Wiem, co myślą moi fani, że jestem zwykłym grubasem, ale prawda jest taka – wstydzę się dzisiaj tam wyjść, ale wyjdę i dam im wszystko co mam, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz w moim życiu” (Elvis Presley – cytowany przez Larry’ego Gellera, wieloletniego fryzjera artysty).

„Elvis był największy, jest i zawsze będzie” (Chuck Berry)
Na około rok przed śmiercią Król był już jedynie karykaturą samego siebie sprzed lat. Otyły i zmęczony, z ledwością mówił, a teksty piosenek mamrotał pod nosem. Znalazł się w tragicznej formie. Dalej dobrze śpiewał, ale to już nie był ten sam Elvis. Nie ruszał się tak jak kiedyś –chodził po scenie, czasami wyrzucając do fanek przepoconą bandanę. Robił z siebie pośmiewisko, ale ludzie dalej go kochali. Wiedział o tym, lecz nie chciał przyznać, że jest coraz gorzej. Chorował, a mimo to wyjeżdżał w trasę, podczas której jednak ostatecznie odwoływał występy. Duch Elvisa był ochoczy, natomiast sam artysta – coraz słabszy.

Ostatni koncert zagrał w Market Square Arenie w Indianapolis 26 czerwca 1977 roku. Elvis Presley zmarł rankiem 16 sierpnia tego samego roku. Oficjalnym powodem zgonu była niewydolność serca. Kilka dni później Jimmy Carter, ówczesny prezydent USA, powiedział, że razem z Elvisem umarła cząstka Stanów Zjednoczonych, ponieważ dla świata był on symbolem amerykańskiej witalności i buntu.Ostatni koncert zagrał w Market Square Arenie w Indianapolis 26 czerwca 1977 roku. Elvis Presley zmarł rankiem 16 sierpnia tego samego roku. Oficjalnym powodem zgonu była niewydolność serca. Kilka dni później Jimmy Carter, ówczesny prezydent USA, powiedział, że razem z Elvisem umarła cząstka Stanów Zjednoczonych, ponieważ dla świata był on symbolem amerykańskiej witalności i buntu.

Gdy tylko informacja o śmierci się rozeszła, przed bramą domu Elvisa zebrało się około 250–300 tysięcy osób. Skwar panujący na dworze sprawiał, że ludzie masowo mdleli. Wezwano liczne karetki, a potem nawet jednostki powietrzne, by zapanowały nad tłumem. Nikt jednak nie chciał odejść, nikt nie mógł się pogodzić ze smutną wiadomością. Podczas histerycznej żałoby, gdy cały świat mówił o niepowetowanej stracie i o tym, że odszedł za wcześnie, tylko jedna osoba – Samuel Roy – odważył się napisać, że śmierć przyszła po Presleya w odpowiednim momencie i że dzięki temu odbuduje on swoją reputację. I tak też się stało. „Stopniowo przestano krytykować Elvisa za to, co zrobił ze sobą w ostatnich latach swego życia. Ludzie woleli go pamiętać takim, jaki był u szczytu swojej kariery. Pisano, że miał słuch absolutny, że potrafił zagrać piosenkę po jednokrotnym jej usłyszeniu, że jak nikt inny umiał zaczarować publiczność”.

Elvis po śmierci nie stracił blasku. Wręcz przeciwnie – stał się jeszcze większą legendą niż za życia. Od tamtej chwili sprzedał aż trzy razy więcej płyt, a jako jedyny piosenkarz w historii – razem ponad miliard! Gdy żył, jego zarobki dochodziły do mniej więcej pięciu milionów, natomiast obecnie zarabia ponad 50 milionów rocznie! Memphis, gdzie mieszkał, stało się jego sanktuarium. Przyjeżdżają tam ludzie z całego świata, ponieważ chcą porozmawiać z osobami, które znały Elvisa osobiście, pragną chodzić po ulicach, którymi się poruszał, oraz kupować jego rzeczy. To jego miasto, a on jest w nim niezaprzeczalnym Królem.

W styczniu 1992 roku Uniwersytet Iowa otworzył specjalny kurs dotyczący nauki o Elvisie. Cykl był zatytułowany: Amerykańska Sztuka Popularna: Antologia Elvisa. Bardziej niż taki program edukacyjny dziwi powrót Króla na listy przebojów. Jednym z najnowszych takich przypadków jest m.in. płyta nagrana przy akompaniamencie Królewskiej Orkiestry Symfonicznej z 2015 roku (Elvis Presley With The Royal Philharmonic Orchestra). Jednak niewątpliwie najciekawszym fenomenem są koncerty martwego Elvisa na żywo. Wykorzystując materiały z koncertów, stworzono inscenizację Viva Elvis, z którą zespół wyruszył w trasę. Orkiestra przygrywa piosenkarzowi wyświetlanemu na ekranie, a wszyscy pod sceną biją brawa i szaleją. Presley nie żyje od ponad 40 lat, natomiast bilety na jego koncerty są wyprzedawane co do jednego. To pokazuje, jaką posiada władzę nad ludźmi. I w tym tkwi jego magia. Nikt do tej pory nie policzył i nie jest w stanie policzyć fanów Elvisa na całym świecie. Jedno jest pewne – są ich miliony.

„Błędem jest sprowadzanie jego życia do zarobionych pieniędzy i zdobytej sławy. Był prawdziwą osobą i to nam umyka. To tragedia, ale i sukces. Iście po Szekspirowsku”
– Dave Marsh (były redaktor naczelny Rolling Stone).

Katarzyna Koclęga

kesi.koclega@gmail.com


Źródła:
7 żyć Elvisa (reż. David Upshal, 2017);
A. Degórska: Historia powstania rocka. (www.sounduniverse.pl/rubryki/historia-powstania-rocka);
M. Szabłowska: Elvis Presley. Wiecznie żywy!;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Narodziny gwiazdy;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Gwiazda Hollywood;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Król Rock and Rolla;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Powrót Króla;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Upadek Króla;
M. Szabłowska: Elvis Presley. Dusza Elvisa;
Elvis Presley. (www.rmf.fm/muzyka/dyskografia,81,Elvis,Presley,vs,JXL.html).

Zdjęcie: pixabay.com

Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy...

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z ...