Przejdź do głównej zawartości

Z dala od równowagi Mocy - recenzja Ostatniego Jedi


Dwa lata po premierze Gwiezdnych Wojen: Przebudzenia Mocy do kin trafiła kolejna część popularnej sagi. Ostatni Jedi, bo taki nosi podtytuł, to bez wątpienia jeden z najbardziej oczekiwanych filmów 2017 roku. Czy reżyser Rian Johnson podołał zadaniu i dostarczył widzom film, jakiego oczekiwali?


Odpowiedź na to pytanie może być bardzo trudna, ponieważ Ostatni Jedi wydaje się najbardziej nierównym filmem w historii sagi. Można go określić mianem najlepszych i najgorszych Gwiezdnych Wojen zarazem. I to niemalże pod każdym względem.

Opowiadana historia rozpoczyna się tuż po zakończeniu Przebudzenia Mocy. Ruch Oporu toczy zacięte walki z Najwyższym Porządkiem, natomiast Rey próbuje przekonać Luke’a Skywalkera, aby ten wyszkolił ją na kolejnego Jedi. Bohaterka stara się także znaleźć równowagę między Ciemną i Jasną stroną Mocy. Tymczasem Kylo Ren, który ciągle przeżywa wewnętrzny konflikt, próbuje w pełni zyskać zaufanie Snoke’a.

Najczęściej powtarzanym zarzutem wobec Przebudzenia Mocy było to, że zbyt mocno czerpał z Powrotu Jedi. Mimo wszystko był to jednak sprawnie zrealizowany i odpowiednio poprowadzony film, który potrafił zarówno wzruszyć, jak i rozśmieszyć. Tym razem dostaliśmy jednak dzieło, które mocno różni się od dotychczas znanych nam Gwiezdnych Wojen, zarazem starając się wielokrotnie nawiązywać do klasyki serii. Niestety, wydaje mi się, że podobnie jak Kylo Ren grany przez Adama Drivera, tak samo Rian Johnson ma problem z określeniem się, czego tak naprawdę chce.

Niejednokrotnie sceny, które można by uznać za najlepsze w całej sadze, zostają zniszczone przez niezbyt śmieszny żart rzucony przez któregoś z bohaterów. Dobre żarty zabijane są natomiast momentalnie pojawiającą się przesadną powagą. Podobną rozbieżność czuć w przedstawianiu ikonicznych postaci – Luke Skywalker zostaje odarty z rangi legendy i pokazany jako pełen żalu i pretensji do samego siebie upadły Mistrz Jedi. Do pewnego momentu wydaje się to rewelacyjnym posunięciem, jednak po pewnym czasie zaczyna nudzić Wygląda to tak, jakby reżyser nie miał zupełnie żadnego pomysłu, jak urozmaicić postać Luke’a. Księżniczka Leia staje się dla odmiany niemalże świętą, co prowadzi do tego, że niektóre sceny z jej udziałem obijają się wręcz o parodię tej postaci. Być może fakt ten wynika z szacunku dla zmarłej Carrie Fisher, jednak najpewniej sama aktorka nie byłaby zadowolona z otrzymanego efektu.

Momentami wydaje się także, że Johnson nie do końca wie, na której postaci powinien skupić się w największym stopniu, a grany przez Johna Boyegę Finn stanowi dla niego problem. Reżyser stara się zagospodarować czas dla tej postaci, jednak ostatecznie czyni z niego niemalże drugoplanową postać, której znaczenie jest znacznie mniejsze, aniżeli sugerowało to Przebudzenie Mocy. Dodatkowo jego towarzyszką staje się niezmiernie irytująca postać Rose Tico, a relacja pary na przemian przypomina nieudany melodramat i komedię romantyczną. W filmie pojawia się także wiele zwierzęcopodobnych stworzeń, jednak mam wrażenie, że ich głównym zadaniem miało być rozczulanie widza, gdyż momentami uwaga kamery skupia się na nich w zbyt dużym stopniu.

Z drugiej strony film oferuje nam rewelacyjny wątek związany z Kylo Renem oraz Rey. Ta para niesamowicie się uzupełnia, a momenty ich konfrontacji są chyba najbardziej wyczekiwanymi scenami nie tylko w Ostatnim Jedi, ale też w całej serii. Jest to także jeden z nielicznych elementów, w których Johnson odpowiednio balansuje po dwóch stronach Mocy i potrafi stworzyć złożoną, nieprzesadzoną relację między bohaterami. Na uznanie zasługuje także gra aktorka Daisy Ridley i Adama Drivera, ze szczególnym uwzględnieniem tego drugiego. Grana przez niego postać na pewno na zawsze wpisze się do kanonu Gwiezdnych Wojen.

Świetnie zrealizowane są także wszelkiego rodzaju bitwy i potyczki między statkami Ruchu Oporu i Najwyższego Porządku, a także walki na miecze świetlne. Również postać Snoke’a zyskała wizualnie względem tego, co mogliśmy oglądać w Przebudzeniu Mocy. Nie wynika to tylko z faktu, że w końcu nie oglądamy jedynie hologramów, ale także z dopracowania modelu postaci. Aby jednak nie być gołosłownym – pod względem wizualnym Ostatni Jedi również nie jest filmem równym. Szczególnie widoczne to jest w przypadku postaci Maz, która pojawia się na zaledwie kilka sekund, ale wygląda niczym wyjęta z gry komputerowej sprzed kilku lat. Podobnie wrażenie ma się także w kilku innych momentach filmu, które wyglądają na nie do końca dopracowane. Nawet muzyka Johna Williamsa momentami idealnie podkreśla to, co dzieje się na ekranie, aby po chwili stawać się zbyt nachalną i nie do końca zgraną z akcją.

Właśnie takim filmem jest Ostatni Jedi. Każdy element ma tutaj swoją „Ciemną i Jasną stronę Mocy”. W przypadku filmu trudno jednak mówić o równowadze między nimi, gdyż złych elementów jest zbyt wiele, aby te dobre, równie liczne, mogły je w pełni zakamuflować. Całość prowadzi do lekkiego poirytowania, gdyż zmarnowano naprawdę sporo potencjału. Z drugiej strony jest to ciągle dobre kino rozrywkowe, przy którym można spędzić całkiem przyjemne dwie i pół godziny.

Ocena: 6/10

Patryk Godula
patryk.godula@gmail.com   

Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy...

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z ...

Elvis – największa rewolucja kulturalna XX wieku

Każdy o nim słyszał i każdy kojarzy jego wizerunek – niezależnie od tego, czy chodzi o naszych dziadków, rodziców czy młodsze pokolenia. Legenda, marka, rewolucja, a przede wszystkim człowiek, który podbił i zmienił na zawsze kulturę całego świata.   Artyści tworzą coś, co nawet po ich śmierci doskonale funkcjonuje i dzięki temu zapisują się na stałe w ludzkiej podświadomości. Nieśmiertelność może dać muzyka, obrazy, wynalazek. Tymczasem w tym konkretnym przypadku mówi się: „Elvis wiecznie żywy”. Nie tylko jego muzyka – rock and roll, nie tylko strój czy taniec. To stwierdzenie wskazuje, że Elvis Presley nie jest symbolem jednej, konkretnej dziedziny. Wystarczy się rozejrzeć – znajdziemy go niemal wszędzie. Jego podobizny znajdują się na koszulkach, kubeczkach, plakatach, muzykę można usłyszeć w najróżniejszych miejscach, a nawiązania do stylu występowania na scenie dostrzec w wielu filmach. Na świecie można się spotkać z tysiącami jego naśladowców – podczas...