Titanic
zna każdy, ale czy poza tamtą katastrofą na morzach i oceanach naprawdę nie
wydarzyło się nic, co również zasługuje na pamięć?
W
Krakowie gościła ostatnio wystawa Titanic.
The Exhibition, która prezentowała ponad 200 oryginalnych przedmiotów
wyciągniętych z wraku. I po raz kolejny w rozmowie ze znajomymi o jakimkolwiek
temacie związanym z katastrofą stalowego giganta kompanii White Star usłyszałam
określenia: najgłośniejsza, najgorsza i
największa. Ale czy Titanic naprawdę zasłużył sobie na tytuły, które nierzadko
można było usłyszeć również w mediach? Zgoda dla tytułu najgłośniejszej czy
najsłynniejszej katastrofy. Tragiczny w skutkach rejs luksusowego
transatlantyku działa tak bardzo na wyobraźnię, że media na dobre wciągnęły go
na swoją listę tematów, o których warto mówić. Nawet teraz, po ponad stu
latach, wydarzenia z 15 kwietnia 1912 roku często są motywami artykułów czy
filmów na portalu YouTube. Ale gdyby nie media, które nadały rozgłos całej
sprawie, to czy dziś większość z nas wiedziałaby, czym był ten Titanic? Gdyby
nie nagrodzony film z Leonardo DiCaprio w roli kogoś, kto miał problem z
drzwiami, to czy ktokolwiek z nas wiedziałby cokolwiek o tym statku? Zaryzykuję
stwierdzenie, że nie. Na morzu wydarzyły się większe tragedie, o których media
jednak tak ochoczo nie pisały. A efekt? Prosty. Nie znamy żadnych innych
morskich katastrof i przypisujemy Titanicowi to, co do niego nie należy.
SOS
Jako
dziecko i nastolatka słyszałam często, że to z pokładu tego transatlantyku
nadano po raz pierwszy sygnał SOS. Nic bardziej mylnego. Titanic nadał sygnały
CQD i SOS, ale były one używane już na kilka lat przed nim. Sygnał SOS został
po raz pierwszy wykorzystany w 1909 roku, a zatwierdzony trzy lata wcześniej na Międzynarodowej
Konferencji Telegraficznej w Berlinie jako najłatwiejszy i umowny sposób wzywania pomocy. Jako pierwszy
skorzystał z niego brytyjski liniowiec Slavonia, który zatonął w okolicy
portugalskich Azorów, jednak nie było tam ofiar, wszystkich udało się uratować.
Niezbyt medialny temat, prawda? Tak dla zupełnej jasności również CQD nadano po
raz pierwszy z innej jednostki. Człowiek, który skorzystał z tego sygnału, to Jack Binns, również
w 1909 roku. Binns był telegrafistą na statku RMS Republic. Okazja do nadania
CQD nadeszła, kiedy statek zderzył się z włoskim SS Floridą. Kolizja miała
miejsce 23 stycznia około 5:30 nad ranem, gdy SS Florida wbił się w gęstej mgle
w liniowiec należący do White Star Line. SS Florida ze zderzenia wyszedł tylko
ze zniszczonym dziobem, RMS Republic miał mniej szczęścia i pomimo prób
ratowania statku i zatkania powstałej dziury przez kapitana Williama Inmana
Sealby’ego i jego załogę poszedł na dno 24 stycznia 1909 roku. Ciekawostką jest
fakt, że podobnie jak Titanic RMS Republic należał do White Star Line i miał
być niezatapialny. Okrzyknięty został jednym z największych i najbardziej
luksusowych statków tamtych czasów, statkiem dla milionerów (nie sprzedawano na
niego biletów klasy trzeciej). Ponadto miał podobno przewozić olbrzymie ilości
złota podczas swojego ostatniego rejsu, które oczywiście poszło z nim razem na
dno. Ale pomijając fakt bogactwa, jakie miało zatonąć w wyniku zderzenia
statków SS Florida i RMS Republic, zginęło zaledwie sześć osób, co raczej
również nie jest bardzo medialnym tematem i skutkuje tym, że mało kto słyszał
kiedykolwiek o RMS Republic i w efekcie pierwszy nadany sygnał SOS nierzadko
przypisuje się Titanicowi.
Największa
katastrofa w historii
Na Titanicu zginęło
około 1500 osób, około 700 przeżyło. I choć już jedna ofiara jest niepowetowaną
stratą, zwłaszcza dla rodziny i bliskich, to w porównaniu z innymi statkami
liczba ta jest naprawdę niewielka, ale o tym trochę później. 12 września 1942
roku przez niemieckiego U-Boota została zatopiona RMS Laconia (w tym czasie
służąca jako transportowiec wojska pod nazwą HMS Laconia). Feralnego dnia na
jej pokładzie znajdowało się łącznie 2725
osób. Co jest nietypowego w tej sprawie, to fakt, że na pomoc tonącemu statkowi
pierwsi przybyli Niemcy. Ci sami, którzy chwilę wcześniej go storpedowali.
Kapitan Werner Hartenstein, zorientowawszy
się, że na pokładzie Laconii było m.in. mnóstwo włoskich jeńców wojennych (ponad
1700), nakazał rozpocząć akcję ratunkową, przerwaną jednak przez amerykański
bombowiec, który zaatakował U-Boota, przez co w ostatecznie udało się uratować
zaledwie 1104 osoby. Zatonięcie HMS Laconii
miało większe konsekwencje. Admirał Dönitz w związku ze stratami poniesionymi
wskutek przeprowadzania przez przebywające wtedy na powierzchni U-Booty wydał
rozkaz zakazujący ratowania ludzi z zatopionych jednostek.
Jednak statki nie
tonęły tylko w odległych czasach. Przykładem tego jest 13 stycznia 2012 roku,
kiedy w wyniku zderzenia ze skałami swój rejs zakończył statek Costa Concordia,
zabierając za sobą 32 osoby. Był to bardzo kontrowersyjny rejs. Kolizja
spowodowana była lekkomyślnością kapitana Francesca
Schettino, który ewakuował się jako jedna z pierwszych osób, co nie zostało
dobrze odebrane.
Trochę
starszą sprawą, choć również w miarę niedawną, była katastrofa promu MV Doña Paz. Filipińska jednostka w feralnym dniu miała na
pokładzie nawet ponad 4000 osób. 20 grudnia 1987 roku zderzyła się z tankowcem
Victor, przewożącym benzynę, co spowodowało pożar. Prom zatonął po dwóch
godzinach, zabierając za sobą ponad 4000 pasażerów. Uratowano zaledwie
dwadzieścioro kilkoro osób z obu jednostek. Katastrofa ta była wynikiem szeregu
zaniedbań. Przede wszystkim prom Doña Paz w ogóle nie powinien pływać, jako że
w 1979 roku przeszedł pożar, po którym uznano go za niezdatnego do dalszej
żeglugi. Ponadto na jego pokładzie powinno być maksymalnie około 1400
pasażerów, a było prawie trzy razy tyle. Wykryto też, że w momencie zderzenia
na mostku przebywał tylko praktykant.
Jak mówi znane
przysłowie: „Cudze chwalicie, swojego nie znacie”. Niestety, również w tym
przypadku okazuje się prawdziwe. Kiedy skupiamy uwagę na Oceanie Atlantyckim i
odległych krajach, przez głowę może nie przejdzie nam nawet, że jedne z
najgorszych katastrof morskich miały miejsce właśnie na naszym Morzu Bałtyckim
i to całkiem nie tak daleko od naszej linii brzegowej.
Były to np.
zatopienia statków MS Goya, SS General von Steuben
i SS Wilhelm Gustloff. Wszystkie trzy zatonęły w wyniku storpedowania,
wszystkie były przeładowane do granic możliwości i brały udział w niemieckiej
operacji Hannibal, mającej na celu przewiezienie uciekinierów wojennych w
bezpieczne miejsce. MS Goya w swój ostatni rejs wypłynął w kwietniu 1945 roku.
Statek płynący w konwoju z mniejszymi
transportowcami został zaatakowany 16 kwietnia przez radziecki okręt
podwodny będący pod dowództwem Władimira Konowałowa
(za ten atak został uhonorowany tytułem Bohatera Związku Radzieckiego). Goya
poszła na dno w niecałe dziesięć minut, zabierając za sobą kilka tysięcy ofiar
(najczęściej mówi się o około 6000, natomiast dokładne dane nie są znane,
ponieważ nikt nie ewidencjonował wszystkich obecnych na pokładzie). Według
różnych źródeł uratowano od ponad 30 do ponad 300 osób. Kolejną z wielkich
bałtyckich katastrof było zatopienie Generala von Steubena, nazwanego tak na
cześć zmarłego w 1794 roku pruskiego generała Friedricha
Wilhelma Ludolfa Gerharda Augustina von Steubena, który odniósł ogromny sukces
w Ameryce, a tej naziści bardzo nie lubili.
W swój ostatni rejs wyruszył 9 lutego 1945 w eskorcie torpedowca i poławiacza
torped, które jednak nie miały szans uratować Steubena w starciu z okrętem
podwodnym dowodzonym przez Aleksadra Marinesko (miał on zostać postawiony przed
sądem wojennym, ale po lutym 1945 roku stał się bohaterem). 10 lutego, niedługo
po północy Marinesko rozkazał wystrzelić w kierunku Steubena dwie torpedy. Obie
trafiły. Pasażerowie Steubena nie mieli szans, statek poszedł na dno podobnie
jak Goya w mniej niż dziesięć minut, zabierając przy tym za sobą około 5000
osób. Uratowano zaledwie około 300 osób. Również w 1945 roku zatonęły SS Cap
Arcona, SS Deutschland i SS Thielbek, które na swoim pokładzie miały łącznie
ponad 15–16 tysięcy więźniów przewożonych przez Niemców z obozów
koncentracyjnych. Zbombardowane przez brytyjskie samoloty 3 maja 1945 zabrały
ze sobą większość z nich. Przeżyli głównie członkowie załogi i SS-mani, którzy
ewakuowali się ze statków. Części więźniów (około 1000) udało się dopłynąć do
brzegu, jednak tam ogień otworzyli Niemcy, co udało się przerwać dopiero
Brytyjczykom. Warto jednak dodać, że statki były przez Brytyjczyków ostrzegane,
że jeżeli będą dalej na otwartym morzu, to czeka ich właśnie taki los. Ponadto
alianci twierdzili, że nie znali celów, do jakich były wykorzystywane te
statki. Faktem jest jednak, że przeżyło łącznie zaledwie około 400 osób. Jednak
największą ze znanych mi katastrof jest bez wątpienia zatopienie niemieckiego
SS Gustloffa. Statek ten otrzymał nazwę na cześć członka partii NSDAP Wilhelma
Gustloffa, zamordowanego przez żydowskiego studenta w 1936 roku. Sprawa była
jednym z propagandowych pretekstów przeprowadzenia w Niemczech tak zwanej Nocy
Kryształowej (z 9 na 10 listopada 1938 roku zabito około 90 osób,
zbezczeszczono kirkuty, zniszczono mienie żydowskie, a nawet posłano Żydów do
obozów koncentracyjnych). 30 stycznia 1945 roku, czyli na dziesięć dni przed
zatopieniem SS Generała von Steubena, Aleksandr Marinesko nie próżnował,
zlokalizował SS Gustloffa i wystrzelił w jego kierunku trzy torpedy, w wyniku
czego mogło zginąć nawet ponad dziesięć tysięcy osób, jednak udało się uratować
około tysiąca. Chyba trochę więcej niż na Titanicu, a i tak to ten ostatni
funkcjonuje w naszej świadomości jako najgorsza katastrofa wszech czasów.
Dlaczego
tak jest? Czy nie uważamy pozostałych ofiar za wartych pamięci? Czy ma na to
wpływ fakt, że media raczej nie wspominają tych katastrof, nie przypominają tak
gromadnie o rocznicach i wydarzeniach z nimi związanych? Chyba bardziej wierzę
w tę drugą opcję. W końcu zgodnie z teorią agendy
setting to media wybierają, o czym będziemy rozmawiać i jaki stopień
ważności danej sprawie nadamy. Dlatego też dobrze jest wiedzieć, że media nigdy
nie powiedzą nam o wszystkim, zawsze czegoś będzie brakować, zawsze będą
odpowiednio dobierać tematy, dlatego czasem lepiej doinformowywać się na własną
rękę, niż liczyć tylko na jedno źródło. Co prawda o każdej z powyższych
katastrof coś napisano, ale jest tego dość mało i nie budzi to takich emocji
jak Titanic Camerona. I niestety,
choć piszę o katastrofach morskich, to nie tylko ich to dotyczy. Jeżeli czegoś
nauczyły mnie studia dziennikarskie, to właśnie tego, że sprawa, o której
wszyscy piszą, często może nie być ważniejsza od tego, o czym nie piszą lub
tylko krótko wspominają.
Agnieszka
Cegieła
agac@onet.com.pl
Źródła:
1. Już ponad wiek nadajemy sygnał
SOS (www.polskieradio.pl);
2. S. Pruitt: In Search of Czar’s Treasure, a Return to the Wreck of
RMS Republic (www.history.com);
3.
The sinking of the RMS Laconia in World War (www.news.bbc.co.uk);
4. Bałtyk: największy morski
cmentarz na świecie. Katastrofy u wybrzeży Polski (www.tech.wp.pl);
5.
Wraki: Goya
(www.balticwrecks.com/pl/wraki/goya/);
6.
M. Lipka: Wojenne tragedie u polskich wybrzeży
(www.historia.trojmiasto.pl);
7. Goya (www.wrakibaltyku.pl/pl/wraki/51,goya-51.html);
9. Pięć największych katastrof
morskich w historii (www.polskieradio.pl/).