Przejdź do głównej zawartości

Czy powinniśmy bać się propagandy?


Propaganda jest pojęciem, które dla wielu ma bardzo negatywny wydźwięk. Kojarzyć nam się może chociażby z II wojną światową. Ale czy mówienie, że propaganda jest zła, nie jest przypadkiem nazbyt pochopne?



Często zdarza mi się czytać o propagandzie jako o zjawisku negatywnym, przy jednoczesnym wytłumaczeniu czym tak naprawdę ona jest. Dlaczego tak się dzieje, nie wiem, ale nawet w szkole nierzadko zdarzało mi się słyszeć o złej i szkodliwej propagandzie, co sprawiło, że zaczęła mi się ona bardzo negatywnie kojarzyć, jak również wszystko, co jest z nią związane. Ale czy słusznie? Nie. O czym niestety w trakcie mojej edukacji szkolnej żaden z nauczycieli, tak obrazowo opisując „tą złą propagandę”, nie raczył nawet wspomnieć. Dlatego teraz zrobię to ja, bo naprawdę bardzo nie lubię, kiedy straszy się czymś, o czym nie ma się najwyraźniej zielonego pojęcia.

Skąd się wzięła propaganda?
Można powiedzieć, że propaganda jest stara jak świat, a przynajmniej ten znany człowiekowi. Istnieje ona tak długo jak ludzie, chociaż trzeba przyznać, że to właśnie w naszych czasach jesteśmy najbardziej narażeni na kontakt z nią. Ma to związek oczywiście z postępem technologicznym, który umożliwił stworzenie nadzwyczaj szybkich środków komunikacji międzyludzkiej. Jest ona wszędzie, nawet na prywatnej tablicy przeciętnego użytkownika Facebooka. No dobrze, ale czym ona tak naprawdę jest? Propaganda pochodzi od łacińskiego słowa propagare, które można tłumaczyć jako krzewić, rozszerzać czy też rozciągać. Termin ten jednak jest nam znany dzięki pewnej instytucji powstałej w XVII wieku. Organizacja ta nosiła nazwę Sacra Congregatio de Propaganda Fide (Kongregacja Rozkrzewiania Wiary). Powstała ona z rozkazu papieża Grzegorza XV i w założeniu miała krzewić wiarę i nawracać niewiernych na jedyną słuszną (według założyciela) religię. Jednak sama propaganda, choć nie miała jeszcze wtedy nazwy, istniała, jak już pisałam, od dawien dawna. Była z ludźmi, kiedy swoje tryumfy świętował starożytny Egipt, obecna była przy powstaniu, rozkwicie i upadku starożytnego Rzymu, korzystali z niej chętnie starożytni Grecy, a nawet Majowie, którzy choć, jak wiemy, nie przewidzieli końca świata na 2012 rok, to jednak propagandę znali i lubili. Była wszędzie tam, gdzie powstawała ideologia czy polityka. Znacie Arystotelesa albo Platona? Chociaż znani są jako wybitni filozofowie, byli też genialnymi propagandystami. W tej dziedzinie  wysławił się także Goebbels, Hitler i Stalin, ale posługiwał się nią również chociażby Adam Mickiewicz, Stanisław Wyspiański czy Juliusz Słowacki.

Propaganda, czyli co?
Podałam już znaczenie tego terminu i jego pochodzenie, nie napisałam jednak dotąd, czym tak naprawdę jest ta straszna propaganda. Definicji jest kilka. Jedna z ważniejszych (Bidella) mówi, że propaganda manipuluje człowiekiem w taki sposób, by ten podejmował działania, które są narzucone mu przez nią, jednakże tak, by myślał on, że robi tak z własnej woli, w oparciu o swój osąd. W porządku, może to brzmieć negatywnie. Kolejna definicja, opracowana przez Talcotta Parsonsa, mówi, że jest ona próbą wpływania na postawy i działania ludzkie poprzez słowo pisane lub mówione. Ostatnią z wielu definicji, jaką tu przytoczę, jest koncepcja Ellula, który za propagandę uważa całość metod, z jakich korzystają zorganizowane grupy, by dzięki nim wytworzyć jedność psychiczną zespołu, przez co mogą  wpływać na ich chęć do włączenia się do wspólnego działania. Żeby mówić o propagandzie, muszą być też obecne takie elementy jak: nadawca treści, przekaz, środki za pomocą których idzie on w świat oraz oczywiście odbiorca. A samo propagowanie to nic więcej niż metoda komunikowania, tylko że jest ona m.in. jednostronna, intencjonalna, informacyjna oraz perswazyjna. Czy to jednak wpływa na fakt, że propaganda staje się zjawiskiem negatywnym? Oczywiście, że nie. Jakkolwiek negatywnie mogą jej definicje brzmieć, nie jest ona sama w sobie czymś złym. Rozumiem jednak, że żyjąc w czasach, w których o każdym negatywnym przekazie mówi się, że jest propagandowy, jest to dość oczywiste, że bierzemy ją za coś niedobrego. Ja jednak zgadzam się z Januszem Sztumskim, że jest ona moralnie obojętna i to człowiek nadaje jej wartość moralną, co zresztą postaram się w tym tekście udowodnić.
No dobrze, skoro już podałam definicje, to wypadałoby też opisać, w jaki sposób jest ona nam przekazywana. Najstarszy sposób to oczywiście słowo mówione, popularne już w starożytności, a i dzisiaj tak szczególnie upodobane sobie przez polityków. Jednak według wytycznych mówca powinien dobrze znać problematykę, którą porusza, co chyba politykom (wszystkich opcji) nie zawsze wychodzi. Kolejnym sposobem jest słowo pisane, czyli tak naprawdę to, co możemy przeczytać na co dzień w gazetach, na portalach internetowych, w książkach, na Facebooku czy na Twitterze. Następny środek przekazu to propaganda wizualna, czyli zdjęcia, fotomontaż, fałszywy podpis pod zdjęciem, retusz fotografii (tak, tych na Instagramie też). Propaganda wysyłana jest też w świat poprzez demonstracje, wystawy, widowiska, performances, happeningi czy pokazy, a nawet komunikat radiowy. No i oczywiście dość popularny dziś sposób przekazywania nam treści propagandy, czyli sposób audiowizualny (i tu można wymienić chociażby YouTube). Ważna jest jeszcze jedna rzecz – język. Wysyłając w świat komunikat propagandowy, musimy pamiętać, że jego język ma być prosty i emocjonalny.

Propaganda a moralność
Pisałam już, że propaganda jest neutralna moralnie i że postaram się to udowodnić. Zacznijmy od tego, że kiedy myślimy oni niej to może kojarzyć nam się ona kojarzyć z Hitlerem, Goebbelsem czy Stalinem. Nie są to złe skojarzenia. Są one jak najbardziej poprawne. Każdy z nich opanował sztukę propagandy niemalże do perfekcji, posługując się każdą metodą, jaka tylko była możliwa. Wiedzieli oni jak przemawiać, żeby zostać usłyszanym i żeby to, co mówią, poszło jak najdalej. Każdy z nich korzystał również z wielu metod wysyłania komunikatów ideologicznych. Hitler używał radia, filmu, prasy, obrazów, plakatów, zdjęć, manifestacji, parad, haseł, książek, muzyki. Często też przemawiał do swojego narodu. I każde z tych przemówień było swojego rodzaju przedstawieniem dopiętym na ostatni guzik. Mówił prosto, zwracał się do ludzi, używając silnie emocjonalnego języka (niestety nacechowanego negatywnie). Efekt niestety znamy. Ideologia nazistowska urosła tak bardzo, że partia NSDAP z Hitlerem na czele przejęła władzę w Niemczech i doprowadziła do wybuchu II wojny światowej, która zapisała się nadzwyczaj krwawo w historii świata i propagandy. Zginął wtedy ogrom ludzi, a wszystko zaczęło się od ideologii, którą skutecznie wmówiono obywatelom III Rzeszy – oczywiście nie wszystkim, ale niestety wystarczająco wielu, by nazizm spustoszył Europę. Nie gorzej radził sobie z propagandą Stalin, a powiedziałabym, że nawet lepiej. Bo choć Hitler uważany jest za gorszego zbrodniarza, to tamten wcale mu nie ustępował. Za jego rządów zginęły niepoliczalne masy niewinnych ludzi. Komuniści nie byli bardziej litościwi od Niemców. Wszyscy mówią o hitlerowskich obozach koncentracyjnych, a ilu z nas wie o ich komunistycznych odpowiednikach, które również działały na terenie naszego kraju. Kto z nas słyszał o obozie Zgoda w Świętochłowicach czy Salomonie Morelu. W samej Rosji przecież również były gułagi, w których pobyt  bynajmniej sanatorium nie przypominał. Jednakże komuniści tak sprytnie łączyli propagandę z PR-em, tak potrafili manipulować faktami, tak ukrywać swoje działania, że to chyba jednak naziści uważane są dziś za grosze zło. Przykłady te niestety nie pomagają w odczarowaniu słowa propaganda, ale może uda się to kolejnym. No może niekoniecznie następny, bo są nim antyszczepionkowcy, którzy przecież też są propagandystami (upowszechniają idee autyzmu poszczepiennego i innych bzdur, od których czasami głowa chce pęknąć). A przecież szczepionki, tak jak każdy inny lek czy nawet jedzenie, mogą wywołać u nas niepożądane objawy, mniej lub bardziej poważne, jednakże rzucanie w ich stronę hasłami bez pokrycia, tylko szkodzi. Dzięki szczepionkom pozbyliśmy się niektórych chorób, a czasami są one jedynym ratunkiem, jak chociażby w przypadku wścieklizny, na którą nie ma lekarstwa, a osoby niezaszczepione, które udało się uratować, można policzyć na palcach jednej ręki. Antyszczepionkowcy są propagandystami, ponieważ przesyłają swoje idee w świat. W kontrze stoją do nich chociażby lekarze, którzy również dzielą się z nami swoją wiedzą i poglądami na temat np. szczepień, więc również zaliczamy ich do grona propagandystów. Wrzucić do tej grupy możemy też oczywiście księży (tu już każdy musi sobie powiedzieć, jak nacechowany dla niego jest ten przekaz), polityków, vlogerów, blogerów, Ewę Chodakowską (która przecież na każdym kroku propaguje bycie fit), czy kogokolwiek innego, kto chce na was jakoś wpłynąć. Ale czy ten wpływ zawsze jest zły? Czy propaganda Ewy Chodakowskiej dotycząca zdrowego życia jest zła? Czy krzywdzi ludzi (niektórzy mogą powiedzieć, że tak), ale to chyba dobrze, że tym, którzy chcą zmian, pokazuje, jak je osiągnąć. Nikogo nie skrzywdzą tym, że są fit, a jeżeli kogoś to obraża, to mu współczuję. Profesor Miodek jeździ po Polsce i uczy nas jak mówić, czy jest w tym coś złego? Czy kampanie mówiące o szkodliwości picia alkoholu i palenia papierosów lub te, mówiące o krzywdach jakie spotykają dzieci, są negatywne? Wiem, można się czepiać ich metod przekazu, ale przecież ideologia jest słuszna. Propagować, czyli rozkrzewiać, puszczać w świat, uczyć ludzi – to jest pierwotna idea tego słowa, negatywy stworzyliśmy sobie sami. Bo to nie propaganda, podobnie jak nie broń, zabija. Robimy to my, ludzie.

Źródła:
1.      B. Dobek-Ostrowska: Komunikowanie polityczne i publiczne. Warszawa 2008;
2.      B. Dobek-Ostrowska, J. Fras, B. Ociepka: Teoria i praktyka propagandy. Wrocław 1999;
3.      S. Kuśmierski, A. Frydrychowicz: Podstawy wiedzy o propagandzie. Warszawa 1980;
4.      T. Parsons: Szkice z teorii socjologicznej. Warszawa 1972;
5.      A. Pratkanis, E. Aronson: Wiek propagandy. Warszawa 2008;
6.      J. Sztumski: Propaganda – jej problemy i metody. Katowice 1990.

Agnieszka Cegieła
agac@onet.com.pl
Zdjęcie: Joanna Trąbka

Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z

Czy anime to tylko hentai?

„Azjo-zjeby”, „mango-zjeby” – tak laik często określa miłośników japońskiej popkultury, głównie komiksów. Mimo to zdobyły one ogromną rzeszę fanów w całej Europie, a więc również w Polsce. Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z anime ani mangą, mogą je kojarzyć z pornografią. Jak jest naprawdę? Manga współcześnie oznacza japoński komiks, a anime jego adaptację w formie kilkunastu odcinków, filmu lub OVA, czyli miniserialu. Mangę drukuje się zazwyczaj na czarno-białym papierze i czyta się, ku zdziwieniu nowicjuszy, od prawej do lewej strony. Publikowana jest regularnie w magazynach, a jeśli autor zyska uznanie i komiks będzie pojawiał się przez dłuższy czas, zostanie wydany w formie tomików zwanych tankōbon (jap. „niezależnie pojawiająca się książka”). Zarówno mangę, jak i anime cechuje charakterystyczna kreska, postacie niekiedy rysowane są bardzo prosto i schematycznie, mają często ogromne oczy i długie włosy. Jednak trzeba przyznać, że nie można im odmówić urody. Co t