Przejdź do głównej zawartości

Hajs się musi zgadzać


Gigantyczne sumy transferowe. Miliony wydawane na kampanie marketingowe. Bilbordy, plakaty, reklamy czy wywiady sponsorowane. Raczej nikt, kto przeczytał dwa pierwsze zdania, nie pomyślał, że może chodzić o sport. Niestety, tak właśnie wygląda ta druga strona medalu. Tam, gdzie nie liczą się umiejętności sportowe, tylko pieniądze!


Nie ma w sporcie takiego określenia jak „sezon ogórkowy”. Wydarzeń sportowych jest tak dużo, że miłośnik dyscyplin „wszelakich” zawsze znajdzie coś dla siebie. Jak nie letnie Igrzyska Olimpijskie, to zimowe. Jak nie Mistrzostwa Świata, to Mistrzostwa Europy. Jak nie Liga Mistrzów, to Liga Europy. Jak nie siatkówka, to piłka nożna. Jak nie skoki narciarskie, to lekka atletyka. Do koloru, do wyboru. Co kto lubi. Jednak za tymi wszystkimi wydarzeniami sportowymi, które przynoszą tyle emocji, stoją  także sponsorzy i ich pieniądze. Niestety.

Pieniądz robi pieniądz
Z roku na rok mam coraz większe wrażenie, że gdyby w sporcie nie było sponsorów, a każdy klub dostawałby takie same pieniądze na rozwój, to mielibyśmy coraz wyższy, a nie coraz niższy poziom. Prawie w każdej dyscyplinie sportowej można zaobserwować gigantów – czyli kluby, które swoim budżetem przebijają o głowę, jak nie wyżej, inne kluby i z którymi wygrać się nie da (nie chodzi tutaj tylko o wynik sportowy). W polskiej piłce nożnej to Legia Warszawa, w niemieckiej Bayern Monachium. W rosyjskiej męskiej siatkówce to Zenit Kazań. Natomiast w piłce ręcznej to PGE Vive Kielce. Wymieniać mogłabym tak jeszcze długo, ale nie o to w tym teksie chodzi.

W sportowym świecie takie marki jak LOTOS, PGE, Tauron, Red Bull, Plus czy Orlen są każdemu dobrze znane. Kolejność tych nazw jest przypadkowa, ale gdybym poprosiła o dopasowanie firmy do dyscypliny sportowej czy danego klubu większość raczej nie miałaby z tym problemu. Oprócz bander reklamowych na stadionach czy halach oraz napisów na koszulkach zawodników, dzięki którym wiemy, jakie firmy sponsorują dany klub, zyskały one także ogromną popularność. Ich wizerunek poszybował wysoko w górę, marka stała się prestiżowa i popularna, a sprzedawane przez nie produkty czy usługi droższe. 

Oprócz klubów sportowych, które pozyskują sponsorów (co, umówmy się, nie jest najgorszą rzeczą na świecie), coraz częściej najlepsi zawodnicy w swoich dyscyplinach podpisują kontrakty reklamowe z firmą X. W świecie Instagrama i hasztagów wystarczy wpisać w wyszukiwarkę odpowiednią frazę i wiemy, jaki sportowiec współpracuje z dana firmą. Nie jest przypadkiem, dlaczego Ewa Chodakowska ubiera się od stóp do głów w ubrania firmy Adidas, a Anna Lewandowska w ubrania firmy Nike.

Jak nie wiadomo o co chodzi – chodzi o pieniądze
W sporcie wszystko się zmienia. Każdy nowy sezon przynosi nowe rozwiązania. Kiedyś nikt by nie pomyślał w siatkówce o video weryfikacji. Dzisiaj na polskich parkietach jest to normalne. I to zasługa właśnie zainwestowanych w ten system pieniędzy. Innym przykładem może być dobry sprzęt, w jaki może się wyposażyć klub, który pozyskał bogatego sponsora. Pieniądze można także przeznaczyć na dobre pensje dla najlepszych lekarzy czy fizjoterapeutów. Dlatego nie powiem, że wszystko co złe to przez pieniądze. Jednakże uważam, że gdzieś zaczynamy tracić w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Piłkarz, który jest wyceniany na miliony euro za to, że potrafi „kopnąć” piłkę to moim zdaniem lekka przesada. Piłkarz to nie lekarz. Życia nie uratuje. A jednak to oni dostają większe pieniądze. Tak właściwie, to za co? W erze wielkich pieniędzy zaczynają tracić na znaczeniu umiejętności zawodnika, a także zdrowa, sportowa rywalizacja.

Rozumiem sportowców, którzy jak na normalnych ludzi przystało, chcą zarabiać. Jednakże w sporcie powinno chodzić o coś więcej. O możliwość podnoszenia swoich umiejętności. O sprawdzenie się z samym sobą. Nie pomagają w tym niebotyczne sumy, za jakie zgadzają się przejść do klubów kosztem „grzania” ławki rezerwowych. Przykład Grzegorza Krychowiaka pokazuje, jak łatwo jest spaść ze szczytu. I jak ciężko na niego wrócić.

Nie potępiam także tych, którzy swoimi umiejętnościami zapracowali sobie na zainteresowanie reklamodawców. Jednakże odnoszę wrażenie, że niedługo niektórzy zawodnicy będą reklamować wszystko. Od ubrań i kosmetyków, przez sprzęt technologiczny, kończąc na jedzeniu. Nie biorąc pod uwagę, czy to, co reklamują, jest zgodne z tym, jak kreują siebie w mediach.

To po części sami kibice sportowi nakręcają popyt na to, aby sportowcy brali udział w reklamach. Kupują rzeczy promowane przez zawodników, wierząc, że jeżeli reklamuje to ich ulubiony sportowiec, to na pewno jest to wartościowe, bez sprawdzenia czy to prawda. To kibice zgadzają się kupować bilety za ceny, które wykraczają daleko poza ramy przyzwoitości. To właśnie przeciętny Kowalski uważa, że „piłkarzowi się należy”. Należy się także strażakom, policjantom, naukowcom czy mechanikom. A jednak nie dostają takich wynagrodzeń, tylko sportowcy, w główniej mierze piłkarze, dostają sumy, o jakich my raczej przez całe życie będziemy tylko marzyć. A właściwe to dlaczego? Czy w sporcie nie powinno chodzić o coś więcej? Nie tylko o hajs?

Dagmara Krok
dagmarakrok94@gmail.com


Źródła:
1.      Polskie firmy wydały na sponsoring sportu ponad 832 mln zł. Liderami spółki energetyczne i paliwowe, https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/ile-polskie-firmy-wydaja-na-sponsoring-sportu [dostęp: 4.06.2018].
1.      Robert Lewandowski w reklamie Coca-Coli Zero Cukru: słuszny wybór czy marketingowa rysa na wizerunku sportowca? (opinie), https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/robert-lewandowski-w-reklamie-coca-coli-zero-sluszny-wybor-marketera-czy-marketingowa-rysa-na-wizerunku-sportowca-opinie [dostęp: 4.06.2018].

Źródło zdjęcia: pexels.com

Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy...

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z ...

Czy anime to tylko hentai?

„Azjo-zjeby”, „mango-zjeby” – tak laik często określa miłośników japońskiej popkultury, głównie komiksów. Mimo to zdobyły one ogromną rzeszę fanów w całej Europie, a więc również w Polsce. Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z anime ani mangą, mogą je kojarzyć z pornografią. Jak jest naprawdę? Manga współcześnie oznacza japoński komiks, a anime jego adaptację w formie kilkunastu odcinków, filmu lub OVA, czyli miniserialu. Mangę drukuje się zazwyczaj na czarno-białym papierze i czyta się, ku zdziwieniu nowicjuszy, od prawej do lewej strony. Publikowana jest regularnie w magazynach, a jeśli autor zyska uznanie i komiks będzie pojawiał się przez dłuższy czas, zostanie wydany w formie tomików zwanych tankōbon (jap. „niezależnie pojawiająca się książka”). Zarówno mangę, jak i anime cechuje charakterystyczna kreska, postacie niekiedy rysowane są bardzo prosto i schematycznie, mają często ogromne oczy i długie włosy. Jednak trzeba przyznać, że nie można im odmówić urody. ...