Na początku wyjaśnijmy słowo sharenting – to termin, którym
określa się coraz częściej występujące zachowania wśród rodziców, polegające na
notorycznym umieszczaniu zdjęć i filmów ze swoimi dziećmi w roli głównej na
portalach społecznościowych m.in. Facebooku, Instagramie.
Sharenting jest słowem
zbudowanym z połączenia wyrazu „parenting”, czyli rodzicielstwo i „share”,
czyli dzielić, brać udział. Polskim odpowiednikiem tego ostatniego terminu jest
słowo „udostępnij”, widoczne na Facebooku. Badania nad tym zjawiskiem podjęli
już naukowcy, a instytucje dbające o nasze bezpieczeństwo coraz częściej
nagłaśniają problem. Czy jest się czego bać?
Sharenting – szał rodziców w mediach!
Zrozumiałe jest zachowanie, gdy dumny rodzic wrzuci zdjęcie
dziecka na Facebooka raz czy dwa razy. Nie do przyjęcia jednak są sytuacje, gdy
to się powtarza zbyt często i ten raz czy dwa staje się codzienną dawką. A
teraz krótki przykład: zdjęcie USG, tuż po porodzie, pierwsza kąpiel, pierwsze
kroki, ząbki, roczek, zdjęcie z wakacji - to nie tylko powoduje irytację ze
strony obserwujących nas znajomych, ale może być również źródłem nieprzyjemnych
sytuacji, z których możemy sobie nawet nie zdawać sprawy. Do wyżej wymienionych
przykładów brakuje jeszcze tylko pierwszej kupki i tym podobnych. Dzieci się
kocha, przeżywa smutne i radosne chwile, wychowuje. Każdy rodzic po drodze
dokumentuje życie młodego człowieka i zachowuje to w rodzinnym albumie bądź
przechowuje na nośnikach lub dyskach sprzętów. Jednak przeglądając media
społecznościowe, zauważamy, że nie wszyscy się do tego stosują i wysyłają
zdjęcia również do świata wirtualnego. To naprawdę nic dobrego - i dla dziecka,
i dla rodzica.
Sharenting, czyli zróbmy sobie dziecko mediów
społecznościowych
Dziecko to również człowiek, który ma swoją godność i prawo
do prywatności. Już na etapie dorastania ma świadomość, że Internet gra w jego
życiu dużą rolę. Ale niestety nic nie może z tym zrobić. Zapewne znaleźliście
się kiedyś w sytuacji, gdy oglądaliście swoje stare zdjęcia (najgorzej jest,
gdy robią to inni, czyli ciocie czy wujkowie), a na nich Wy – być może nawet w
kąpieli. Czuliście zażenowanie? Tak samo mogą czuć się „social mediowe dzieci”
po kilkunastu latach. Na domiar złego, takie treści ogląda multum osób w
Internecie.
Zacznijmy dość brutalnie: Internet to raj dla pedofilii,
którzy są oczywiście największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa dziecka. To oni
ściągają z profilu rodzica zdjęcie, z którym później robią, co im się tylko
podoba. Wiele jest przypadków, w których te zdjęcia są przesyłane do innych
osób bądź umieszczane na stronach pedofilskich, w najgorszym przypadku może
dojść do próby odnalezienia dziecka ze zdjęcia. Ułatwia im to obecność danych
oraz często podawana lokalizacja. Zjawisko sharentingu sprzyja poszerzaniu się
tego typu bibliotek zdjęć.
Kolejnym zagrożeniem jest negatywna ocena treści związanych
z dziećmi, które mogą wpłynąć na ich samoocenę. W mediach toczy się walka, bo
przecież każdy chce mieć najlepsze we wszystkim dzieci, czyli te dobrze uczące
się, ładnie ubrane, zdolne i najpiękniejsze. Bo przecież większość tych dzieci
osiągnie tytuł miss czy mistera Polski albo świata - żeby było lepiej. A
dopiero potem będą lekarzami, prawnikami, czy może politykami. Szkoda tylko, że
tyle jest dzieci, a tylko jedno miejsce na prezydenta. To tylko marzenia
rodziców, którzy potem zostają rozczarowani, jeśli nie uda im się wykreować
własnego ideału.
Sądzę, że jakieś 80% rodziców dzieci ma konto na jednym z
portali społecznościowych. Kolejnym zagrożeniem związanym z sharentingiem, na
które trzeba zwrócić szczególną uwagę, jest przede wszystkim możliwość
wykorzystania zdjęcia, filmu czy obrazu przez inne, nieuprawnione przez nas
osoby lub instytucje. Współcześnie użytkownik mediów społecznościowych nie
zabezpiecza swojego konta. Rodzice powinni spojrzeć na sieć w perspektywie
wielkiego archiwum treści, w którym wszystko jest katalogowane i zapisywane.
Rodzice, zacznijcie myśleć o własnych dzieciach!
Nie rozumiem rodziców, którzy chcą stworzyć dziecko mediów.
Czy pragną tym samym wyrazić, że stać ich na dziecko, ponieważ mają
ustabilizowaną sytuację życiową, czy że są lepsi od innych? A może wpływa tutaj
własna niska samoocena i próba wykreowania własnego dziecka? Robią tym samym
krzywdę swoim pociechom.
Drodzy rodzice, postawcie się na miejscu tego dziecka i
pomyślcie, czy chcielibyście, aby wasze dzieciństwo zostało utrwalone w
Internecie, aby każdy użytkownik znał waszą historię i w przyszłości wyciągał
niekorzystne fotografie?
Choć nie ma powodów, by z dodawania zdjęć dziecka w
Internecie zrezygnować zupełnie, na pewno warto ich dobór dokładnie przemyśleć.
Warto podkreślić jeszcze raz – wrzucenie jednego zdjęcia nie jest zbrodnią,
podobnie dwóch, trzech – też nie. Ale dokumentowanie każdego momentu z życia
małego człowieka, umieszczanie w social mediach niekoniecznie odpowiednich
zdjęć lub filmów kwalifikuje się do jednoznacznie negatywnie ocenianego
sharentingu.
Anita Banaś
e-mail: anita.ban@op.pl