Przez całe, bardzo
krótkie życie mógł patrzeć na innych z góry, ale nigdy tego nie robił. Mierzył
2,72 m wzrostu. Najwyższy z najwyższych
– Robert Wadlow.
Mimo nienaturalnego
wzrostu był normalnym chłopakiem z poczuciem humoru i dobrym sercem. Wiedzieli
o tym mieszkańcy miasteczka, w którym się urodził i wychowywał oraz do którego
zawsze chętnie wracał. Inni? Czasami go podziwiali, czasami wytykali palcami, ale niezależnie od reakcji
ludzi pewne jest, że nigdy nie było mu łatwo. Jak na to wszystko reagował?
Przyjrzyjmy się dokładniej, jaki był Robert Wadlow —
najwyższy człowiek w historii ludzkości.
Zawsze największy
Robert
urodził się 22 lutego 1918 r. w mieście Alton. Jako noworodek ważył już prawie
cztery kilogramy, jednak lekarz, który odbierał poród, nie zauważył u niego
niczego niepokojącego i stwierdził, że chłopczyk jest zupełnie zdrowy.
Tymczasem w wieku sześciu miesięcy niemowlę ważyło już 13,5 kg, a w 18.
miesiącu życia aż 30 kg!
Wadlow
poszedł do przedszkola jako pięciolatek i miał wtedy 1,52m wzrostu. Górował nad
rówieśnikami, a w trzeciej klasie podstawowej również nad nauczycielem.
Pomimo
że chłopiec rósł i rósł, nie przeszkadzało mu to w korzystaniu z dzieciństwa.
Bawił się razem z innymi, miał bardzo dobry kontakt z rówieśnikami, należał do
skautów, lubił grać w piłkę nożną, baseball czy koszykówkę. Przez wzrost musiał
się jednak mierzyć z wieloma trudnościami, nawet przy zwykłej zabawie. Chciał
grać w szkolnej koszykarskiej drużynie. Nauczyciele postanowili dać mu szansę w
meczach przeciwko innym szkołom. Dostał odpowiedni strój, natomiast pojawił się
problem z butami. Zamówiono odpowiednio duży rozmiar, który nie był dostępny w
zwykłym sklepie. Kiedy buty w końcu dotarły —
sezon się skończył.
Osoby,
które znały Roberta osobiście, mówią, że starał się ignorować swoją odmienność.
Czasami był podpuszczany, słyszał złośliwe docinki czy wiele pytań związanych
ze wzrostem, ale nigdy się o to nie złościł. Był zakłopotany, ale nigdy
zdenerwowany, „nie wyglądał na przytłoczonego sytuacją”, po prostu się z nią
pogodził. Robert nie sprawiał też problemów swoim zachowaniem: „był dobrym
uczniem, miał dobre stopnie i kontakty z kolegami”, „grzeczny, ambitny chłopak”
— wspominają go nauczyciele.
W
1936 r. Robert Wadlow ukończył szkołę średnią. Mierzył wtedy 2,52 m,
potrzebował więc odpowiednio dużej togi. Na uszycie jej oraz biretu krawiec
wykorzystał aż 12 m2 materiału. Był najwyższym absolwentem szkoły w
Alton.
Jak to możliwe?
Robert
był najwyższą osobą na świecie cierpiącą na gigantyzm. Chorobę medycznie
potwierdzono, kiedy chłopak miał 12 lat. Mierzył wtedy 2,10 m przy wadze 108
kg. Wówczas zabrano go do szpitala, by po raz pierwszy zdiagnozować przyczynę
jego nienaturalnego wzrostu. Był to rok 1930. Lekarze stwierdzili, że źródłem
problemu jest nadczynność przysadki mózgowej —
gruczołu umiejscowionego u nasady mózgu. Przysadka ta działa podobnie jak
tarczyca, przez co bezpośrednio wiąże się m.in. ze wzrostem człowieka.
Rodzina
Roberta musiała podjąć decyzję dotyczącą operacji. Z jednej strony zabieg
korekcyjny mógł rozwiązać problem, ale z drugiej wiązał się z dużym ryzykiem
trwałego okaleczenia, a nawet śmierci.
Ostatni
argument oraz fakt, że poza swoją wielkością Robert Wadlow nie miał żadnych
problemów fizycznych ani psychicznych, a jego ciało zachowywało naturalne
proporcje, przeważyły i Robert nie
został poddany operacji.
Problemy i śmierć
„olbrzyma”
Przewyższał
nauczycieli, ledwo mieścił się w szkolnych ławkach, a ołówki i notesy wręcz
topiły się pod jego ogromnymi dłońmi. Ale Robert nie lubił narzekać. Starał się
żyć, ignorując wszelkie przeszkody. Z czasem jednak stawały się one zbyt duże
do ominięcia.
Z
biegiem lat musiał mierzyć się z coraz większymi trudnościami podczas
chodzenia. W czerwcu 1940 r. odbył swoja ostatnią z regularnych wizyt u
lekarza. Miał wówczas 2,70 m wzrostu przy dość niewielkiej wadze 197 kg. W
lipcu tego roku wyjechał do stanu Michigan, by wziąć udział w paradzie z okazji
Narodowego Święta Lasu, ale zaczął się skarżyć na złe samopoczucie, przez co
przerwał pochód i wrócił do hotelu. Okazało się, że przyczyną było obtarcie
kostki przez klamrę lewego buta. W ranę wdała się infekcja, a zakażenie
rozeszło się po całym organizmie. Spowodowana tym, niespadająca, prawie 40˚
gorączka sprawiła, że Robert Wadlow zmarł dziesięć dni później w wieku 22 lat,
mając 2,72 m wzrostu. Do samej śmierci nie przestał rosnąć. Został pochowany w
trumnie mierzącej prawie 3,30 m, na cmentarzu w ukochanym rodzinnym Alton, nad
rzeką Missisipi.
Wzrost to nie wszystko
Obecnie
mamy innych rekordzistów, więc niewiele osób kojarzy Roberta Wadlowa, pamięć o
nim samym przygasła. Na zawsze pozostanie on jednak w sercach mieszkańców
swojego rodzinnego miasta. Dla nich nie był tylko „olbrzymem”. Był zwyczajnym
chłopakiem, zwyczajnym obywatelem. Część mieszkańców opisuje Roberta jako
„dużego blondyna o niebieskich oczach”, a inni z kolei mówią, że „miał duże
poczucie humoru, często się uśmiechał”. Wzrost nie był jedynym wyznacznikiem
określającym tego chłopaka. Ci ludzie patrzyli na niego jak na zwykłego,
młodego mężczyznę. Pozwolili mu normalnie dorastać.
Dzięki
takiemu otoczeniu i pomocy rodziców, którzy dbali o jego normalne wychowanie,
Robert był nie tylko niezwykle wielkim człowiekiem. Był mężczyzną o bardzo
wielkim sercu. Ze względu na pracę jeździł po całym świecie, ale łączył te
wyjazdy z udzielaniem się w różnych stowarzyszeniach. Chciał pomagać i żadne
obowiązki nie mogły mu w tym przeszkodzić. Przede wszystkim zawsze znajdował
czas dla dzieci. Chętnie się z nimi bawił, odwiedzał sierocińce i szkoły, bo
widział, że dzieciom sprawia tym ogromną radość. Nigdy nie wykorzystywał swojej
popularności dla własnych celów. I tym zaskarbił sobie sympatię ludzi.
Katarzyna Koclęga
kesi.koclega@gmail.com
Źródła:
1.Najwyższy człowiek świata. Opowieść o Robercie
(www.youtube.com/watch?v=1wOHj29iJ0U; www.youtube.com/watch?v=7-oEckvMCyo);
2.
www.guinnessworldrecords.com/world-records/tallest-man-ever.