Dawno temu pewien Grek musiał
jednorazowo przebiec trasę spod Maratonu do Aten i nie skończyło się to dla
niego najlepiej. Obecnie wielu ludzi „katuje się” biegiem długodystansowym z
własnej woli i nie wyobraża sobie bez tego życia. Co wspólnego ma starożytna
bitwa z jedną z najpopularniejszych i najchętniej uprawianych aktywności
naszych czasów?
Istnieje
wiele dyscyplin sportowych. Zazwyczaj pracuje się nad każdą z nich latami, aby
dojść do formy mistrzowskiej. Nic bowiem nie przychodzi od razu. Najważniejsze
i zarazem najtrudniejsze jest jednak zacząć. Gdy ktoś poczuje pasję do sportu,
potem jest już tylko łatwiej. Inaczej wygląda to w przypadku początkujących. Amatorzy
mają tendencję do poddawania się na samym starcie: „bo coś nie wychodzi”, „bo
nie umie odbić piłki”, „bo nie umie rzucać ani daleko skakać, ani pływać”, nic!
„Sport nie jest dla mnie” to usprawiedliwienie biernego trybu życia. Owszem, są
takie dyscypliny, do których rzeczywiście trzeba mieć trochę specjalnego
talentu, ale jak wytłumaczyć się z biegania? To najprostsza z dyscyplin,
ponieważ biegać potrafi każdy. Nie trzeba mieć genów po dziadku-lekkoatlecie,
by móc to robić. Pędzimy po zakupy, na autobus, do pracy, a dawniej ludzie
biegali za żywnością, polowali lub byli ofiarami drapieżników, a co za tym idzie
– musieli uciekać. Czynność ta towarzyszy nam na co dzień i każdy z nas ma we
krwi ten naturalny odruch niczym oddychanie. Całe sedno tkwi w tym, do jakiego
biegania przyzwyczaimy nasz organizm, na co mu pozwolimy. To my sami o tym
decydujemy. Przyjrzyjmy się bliżej jednemu z najpopularniejszych aspektów
związanych właśnie z długodystansowym bieganiem, a mianowicie – historii
maratonu.
Maraton jako dyscyplina
Gdy słyszymy
słowo „maraton”, zapewne pierwsze co przychodzi nam do głowy, to bieg
maratoński. Potem ewentualnie maratony filmowe, w każdym razie na pewno
miejscowość o tej nazwie nie jest już tak oczywistym skojarzeniem, podczas gdy
to od niej wszystko się zaczęło. Zanim jednak przypomnimy sobie, jakie
wydarzenia historyczne miały tam miejsce, skupmy się na sporcie, w którym
pojęcie to od ponad stu lat funkcjonuje oficjalnie i wciąż cieszy się niesłabnącą
popularnością.
Po raz pierwszy bieg maratoński pojawił się na nowożytnych igrzyskach
olimpijskich w 1896 roku w Atenach. Wcześniej urządzono kilka wyścigów
upamiętniających wydarzenia ze starożytności – zorganizowano wówczas m.in.
maraton, w którym wzięło udział 11 zawodowych biegaczy, a następnie powtórzono
wydarzenie dla amatorów (tych było 38). Jednak najważniejszy, pierwszy maraton,
jako dyscyplina olimpijska, miał miejsce podczas wspomnianych igrzysk w
Atenach. Wówczas wystartowało w nim 18 sportowców, z których tylko połowa
dotarła do mety. Pierwszym zwycięzcą w historii został Grek – Spyridon Louis,
któremu pokonanie 40 km zajęło 2 godziny, 58 minut i 50 sekund. Dyscyplina
szybko zyskiwała popularność i wielu próbowało zmierzyć się z dystansem,
pokonując ówczesny rekord. W ten sposób wydarzenie odbywa się do dzisiaj,
ponieważ – poza igrzyskami – mamy niemal bez przerwy organizowane tzw. „biegi
uliczne” z wyznaczonym maratońskim dystansem do pokonania. Dzięki temu w takim wyścigu
może wziąć udział każdy, nie tylko zawodowiec, a chętnych co roku przybywa.
Warto
jeszcze doprecyzować, o jakiej trasie mówimy w przypadku biegu maratońskiego. Według
historii rzeczony Grek musiał pokonać nie 42 ani 40 km. Biegł on spod Maratonu
do Aten, więc przebyta przez niego droga wyniosła „tylko” około 37 kilometrów.
W 1896 roku – tak jak pisałam – meta znajdowała się 40 km od startu, ponieważ
zaokrąglono wówczas historyczny dystans. Skąd więc obecnie funkcjonujące 42,195
km? Granica ta została przesunięta w 1908 roku podczas igrzysk olimpijskich w
Londynie. Wszystko za sprawą brytyjskiej królowej. Postanowiono przenieść metę
do miejsca, gdzie znajdowały się jej trybuny, a więc o 2,195 km dalej.
Międzynarodowy Związek Lekkoatletyczny zatwierdził zmianę i od tej pory każdy
szanujący się maraton liczy 42,195 km trasy.
Historyczne okoliczności
Nie zawsze
jednak maraton był dyscypliną sportową. Wcześniej za nazwą kryło się greckie
polis, które ze względu na warunki terytorialne stało się punktem wypadowym dla
Persów, skąd planowali kolejne ataki na inne miasta-państwa. Ich kraj w
starożytności był ogromnym imperium. Gdy podczas jednego z powstań przeciwko
perskiej władzy Ateny stanęły po stronie buntowników, Dariusz (król Persji)
postanowił zemścić się na wyznawcach Zeusa.
Przypłynął
do wybrzeży i wyładował żołnierzy w miejscowości Maraton. Była to ogromna
równina, co sprzyjało funkcjonowaniu lekkiej piechoty i kawalerii. W 490 roku
p.n.e. doszło do bitwy. Perska armia była prawie trzy razy większa od greckiej,
którą dowodził Miltiades. Ten z kolei liczył na przybycie dodatkowej pomocy ze
strony Spartan. Wysłał w ich kierunku posłańca, doskonałego biegacza –
Filippidesa. Jak pisał Herodot (starożytny historyk), goniec miał do pokonania
240 km, co zajęło mu dwa dni. Na darmo jednak biegł on po pomoc, ponieważ Spartanie
właśnie obchodzili święto religijne i odmówili dołączenia do walki,
zapewniając, że udzielą pomocy, gdy tylko zakończą uroczystości. Miltiades
musiał więc polegać na niewielkiej sile swoich hoplitów. W tym samym czasie
znający swoją przewagę liczebną Persowie zostali podzieleni. Byli pewni
zwycięstwa pod Maratonem, więc część armii wycofali z powrotem na okręty, z
zamiarem podpłynięcia pod same Ateny, by tam przejąć osłabione miasto-państwo. Reszta
została na wybrzeżu, szykując się do starcia z armią Miltiadesa.
Rozpoczęła
się krwawa bitwa. Panujący chaos sprzyjał Ateńczykom. Kluczowe jednak okazało
się rozplanowanie przez Miltiadesa szyku bojowego Greków: rozstawił wojsko
szerzej – na skrzydła – dzięki czemu żołnierze mogli otoczyć Persów. Oddziały
Dariusza podjęły odwrót, a Ateńczycy zaczęli marsz w kierunku domu, by tam
odeprzeć pozostałych Persów. Przed wojskiem – według legendy – do Aten przybył
Filippides, wysłany przez Miltiadesa zaraz po wygranej pod Maratonem. Posłaniec
przebiegł tym razem około 37 km, dotarł do celu, wykrzyczał „zwycięstwo!” i
zmarł z wyczerpania. Podobno miał on również przekazać informację o
nadciągających Persach, by przygotować mieszkańców do pojedynku. Bez względu
jednak na to, czy zdążył on ostrzec Ateny, czy tylko przekazać wesołą nowinę –
Miltiades i jego ludzie wrócili na czas. Płynąca perska armia była przekonana o
swojej wygranej pod Maratonem, wobec czego, gdy przekonali się o porażce swoich,
widząc zwycięskie greckie wojsko, wycofali się z ataku na obecną stolicę Grecji
i wrócili na wschód.
Bitwa pod
Maratonem była ogromnym sukcesem dla greckich polis, ale przede wszystkim dla
samych Aten. Jednak gdy obecnie się o niej wspomina, jej głównym symbolem nie
jest zwycięski wódz Miltiades, tylko ten zwykły Ateńczyk, który padł martwy z
wycieńczenia po przekazaniu wiadomości. Historycy od lat spierają się o
autentyczność tej historii. Zastanawiają się między innymi, czy możliwe jest,
aby ta sama osoba biegła z Aten do Sparty i z powrotem, co daje prawie 500 km,
by następnie z Aten wyruszyć pod Maraton i ponownie wracać biegiem prawie 40 km,
a także na co miałby wpływ Filippides, gdyby wszystko to było prawdą. Persowie
przestraszyli się Greków wracających spod Maratonu, a nie Ateńczyka, który
przybiegł przed nimi. Zastanawiające jest również przedstawienie posłańca w
różnych tekstach czy też rzeźbach. Często bowiem pokazuje się go tak, jak
wyglądał grecki hoplita – w całym uzbrojeniu, z sześciokilogramową tarczą w
ręce. Ile w opowieściach o tym pierwszym maratończyku jest prawdy,
prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Nie zmienia to jednak faktu, że
legendarny bieg zapisał się w historii na dobre.
Zabiegać się na śmierć
Trudno stwierdzić,
czy Filippides biegł do Aten, czy też był to ktoś inny. Czy faktycznie ten
pierwszy w historii maraton zakończył się śmiercią, czy dodano do opowieści tak
tragiczne zakończenie, by wzbudzić większe emocje u słuchaczy? Możemy tylko
spekulować na ten temat. Wiemy natomiast, że śmierć po tak intensywnym biegu
faktycznie może nastąpić – i to ta druga strona medalu, którym jest legenda o
Ateńczyku.
Maraton to
dystans niezwykle trudny do pokonania. Według badań prowadzonych na 11
milionach maratończyków z okresu od 2000 do 2010 roku podczas biegu oraz
pierwszej godziny po jego zakończeniu umarła około jedna osoba na 259 tysięcy.
Śmierć w wyniku tak ekstremalnego wysiłku fizycznego najczęściej jest
spowodowana wadami serca. Dlatego tak ważne są badania w przypadku zarówno sportowców,
jak i amatorów podejmujących się biegów długodystansowych, ponieważ bardzo
często wspomniane nieprawidłowości nie dają żadnych objawów. Możemy nie czuć,
że coś jest nie tak, dopóki nie stwierdzi tego lekarz lub same oznaki nie dadzą
się we znaki podczas wysiłku. Należy jednak zawsze pamiętać, że choć sport to
zdrowie, musimy znać swoje możliwości i granice.
Wyniki
powyższego badania podawały ofiary w różnym wieku – od młodych dwudziestokilkuletnich
maratończyków do osób powyżej 60. roku życia. Powiedzenie: „Nieważne, ile lat
się ma, ważne, na ile się czuje” jest tutaj bardzo trafne. Podejmując się biegu
w maratonie, stawiamy duże wyzwanie mięśniowi sercowemu, który może doznać
wielu uszkodzeń, a te z kolei grożą wywołaniem charakterystycznej dla zawału
martwicy. Nie aż tak rozległej, ale równie groźnej. Bardzo często praca serca i
jego rytm podczas biegania bywa zaburzony przez wrodzoną wadę genetyczną – chorobę
określaną jako kardiomiopatia, w wyniku której może dojść do zgonu sercowego.
Jako inne przyczyny śmierci bierze się pod uwagę m.in. niedokrwienie serca czy
nawet przegrzanie. Drugi powód może być zastanawiający, ale wszystko polega na
tym, że człowiek przy intensywnym wysiłku wytwarza dużo ciepła. W przypadku gdy
temperatura otoczenia również jest wysoka – nie ma się jak schłodzić. Na
organizm działa więc zarówno ciepło wewnętrzne, jak i zewnętrzne, co prowadzi
do osiągnięcia przez niego nawet 40 stopni! Zawodowcy muszą pamiętać również o
kontroli swojej wagi. Podobno tylko kilogram nadwagi dla biegacza sprawia, że
podczas maratonu jego ciało czuje się, jakby nosiło dodatkowych 56 ton! Po
takim wysiłku następuje ekstremalne wyczerpanie – z przeróżnym skutkiem.
My nie musimy
biec 40 km w obawie o życie czy też niosąc informację wagi państwowej. Mamy
jednak możliwość poczuć się tak samo jak ten legendarny Grek, od którego
wszystko się zaczęło. Bieganie może być dla nas sposobem na pozbycie się stresu,
utratę wagi lub poprawę kondycji fizycznej. Traktuje się je często jako hobby,
pasja, sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Sam udział w maratonie może stać
się marzeniem – aby znaleźć się wśród tych nielicznych, którzy pokonali
legendarny dystans. Ważne jest, by pamiętać, że możliwości naszego organizmu są
ogromne, ale wszystko ma swoje granice.
Katarzyna
Koclęga
kesi.koclega@gmail.com
Źródła:
1.Decisive Battles
–Marathon (Greece vs Persia). (www.youtube.com/watch?v=KgijJ-zdHow);
2.A. Pochrzęst-Motyczyńska: Śmierć w maratonie. Czy sport może być niebezpieczny?
(www.zdrowie.pap.pl/ruch/smierc-w-maratonie-czy-sport-moze-byc-niebezpieczny);
3.4M. Maratoński: Historia maratonu.
(www.maratony24.pl/bieganie/historia_maratonu,1361.html);
.S. Radzki: Dlaczego maraton wynosi 42,195 km, a nie 40
km? Trop prowadzi do… brytyjskiej królowej! (www.polskabiega.sport.pl/polskabiega/1,105613,14626152,Dlaczego_maraton_wynosi_42_195_km__a_nie_40_km__Trop.html).
Zdjęcie: pixabay.com