Przejdź do głównej zawartości

Kiedy umiera słońce… czyli krótka historia pogańskich świąt



Grudzień co roku wstępuje w orszaku atakujących zewsząd świątecznych piosenek, sklepowych wystaw, promocji na prezenty dla bliskich i zbliżającego się wielkimi krokami momentu, kiedy cała rodzina zasiądzie przy suto zastawionym stole. To czas dla wielu ludzi magiczny, odrywający od znoju codziennych obowiązków i trudów szarego życia.

Święta Bożego Narodzenia kojarzone są z zapachem piernika i żywej jodły (lub martwego plastiku), kultowym filmem o Kevinie, którego rodzice zostawili samego w domu (i którym zresztą powinna zainteresować się opieka społeczna), oraz z dzieleniem się opłatkiem, kiedy to życzymy sobie wszystkiego najlepszego w nadchodzącym roku. I jest to tradycja piękna, wspominana z rozrzewnieniem i tęsknotą za czasami, gdy było się dzieckiem wierzącym w świętego mikołaja.
Jednak kultywowanie tych zwyczajów w aspekcie chrześcijańskim to coś stosunkowo młodego, a ich korzenie sięgają znacznie głębiej, choć wydźwięk nie jest już ten sam. Nie oznacza to wcale, że geneza Bożego Narodzenia pozostaje magiczna – wręcz przeciwnie.
Wbrew pozorom w teraźniejszych jego obchodach doszukać się można wielu analogii do tego, jak było obchodzone przez naszych słowiańskich przodków i jak przez wieki ewoluowało w święta, które dziś znamy.

Pogańskie koło życia
Zanim z Judei przybyło do Europy chrześcijaństwo, na ziemiach Słowian w najlepsze kwitło kultywowanie sił natury i przypisywanych jej bóstw. Pogaństwo jednak nie miało nigdy określonego panteonu bogów ani wytycznych, których należało się trzymać, by być częścią wspólnoty. Dawni Słowianie różnili się wierzeniami, zależnymi od tego, do której grupy etnicznej się należało, a wpływ na to miał również czas i miejsce, przez co rodzimowierstwo słowiańskie przybierało różne formy. Zależnie od tego, w którym miejscu przedchrześcijańskiej osi czasu się znajdowało, można było uświadczyć mnogości różnych rytuałów, które łączyły ze sobą wpływ pór roku i cykl zmian w przyrodzie. Stąd też, między innymi, wziął się obrządek Dziadów, odpowiednik naszych Zaduszek. Tuż po nim natomiast następowało jedno z najważniejszych świąt solarnych – Szczodre Gody.

Kiedy umiera słońce…
Celebracja rozpoczynała się zazwyczaj 21 grudnia, w dzień zimowego przesilenia, gdy Słońce znajduje się w zwrotniku Koziorożca. Choć czas trwania święta był ruchomy, mogło się ono przeciągać nawet do kilkunastu dni, zwykle jednak nie dłużej niż do 30 grudnia. Święto rozpoczynało się uroczystym zebraniem w świątyni, dowodzonym przez Radę Starszych. Inaugurowała ona ceremonię złożenia do złotej kołyski figury Swarożyca   symbolu młodego słońca, które miało zastąpić słońce stare, to jest (według starych wierzeń) swojego ojca, Swaroga. W rzadkim, zimowym powietrzu, wraz z parą uchodzącą z ust, z wiatrem niosły się pieśni kapłanek. Kadzielnice żarzyły się paloną żywicą i ziołami. Swarożyc, zwany również Dażbogiem, złożony w kolebce ze złota, otrzymywał od ludu dary w postaci piwa, miodu, chleba i mleka. Nie bez przyczyny, jako że imię Dażbóg oznacza w najbliższym tłumaczeniu „posiadacza dóbr”, dziś tradycją jest obdarowywanie bliskich. Wówczas jednak miało to formę rozdawania jedynie drobnych upominków: suszonych jabłek, orzechów oraz szczodraków, przy których wypada na moment się zatrzymać.

Jaki rok, takie pierogi
Szczodraki to dla naszych słowiańskich przodków taki sam symbol świąt jak dla nas barszcz z uszkami i w zasadzie nie różnią się one zbytnio od współczesnych pierogów. Wypiekane były w sposób zależny od tego, jaki był odchodzący rok jeżeli przyroda okazywała się litościwa i plony obrodziły, szczodraki lepiono duże, z najlepszej mąki i faszerowano je mięsem lub kapustą z grzybami. Jeżeli jednak ostatnie dwanaście miesięcy zapamiętano jako chude i nieowocne, pierogi były dużo mniejsze, bez farszu, z wymieszanej mąki i bez przepychu. Najczęściej prezentu w postaci szczodraków mogły spodziewać się dzieci, jako że według wierzeń nie były jeszcze pełnoprawnymi członkami społeczności, gdyż jedną nogą pozostawały ciągle w zaświatach.


 O tradycji słów kilka
Cały ten rytuał symbolizował odrodzenie się Swaroga w nowej formie i tym samym jego zwycięstwo nad ciemnością. Dawało to nadzieję na dłuższe dni i urodzajne plony. Ten czas przejściowy między starym a nowym rokiem miał zapewnić przychylność bogów oraz równie ważnych w prastarej wierze przodków, dla których obowiązkowo musiało znaleźć się miejsce. Po obrzędzie kadzenia i pieśni nadchodził czas na wyprowadzenie Swarożyca ze świątyni i uroczysty obchód między domami. Niedługo po nim nadchodził czas, by zasiąść do wieczerzy z bliskimi. Początkowo odbywała się ona na cmentarzu, gdzie palono ogniska, a z czasem przeniosła się do domostw. Więzi rodzinne stanowiły bezapelacyjnie bardzo istotny aspekt całego święta. Obchodzono je hucznie, na wesoło, przy biesiadach, wróżbach i śpiewach. Nie zapominano także o zmarłych, których obecność była wręcz pożądana. Na gankach domostw rozpalano świece, by ułatwić duszom odnalezienie drogi do domu, na stole zostawiano dla duchów puste talerze oraz nie używano noży, żeby przez przypadek nie zranić niewidzialnych gości. Początkowo stawiano osobne stoły wystawiane potrawami bez soli, jako że ta odstraszała zmarłych. Podobnie zresztą jak żelazo, którego również unikano przy dekoracji. Gościły więc ulubione potrawy nieboszczyków i obowiązkowo kutia, będąca daniem pogrzebowym. W okresie Szczodrych Godów nie wyrzucano śmieci i nie wylewano wody bez zapowiedzi z myślą, że pozostawione resztki posłużą duchom w zaświatach. Najczęściej na terenach dzisiejszego Śląska symbolicznym zaproszeniem dla zmarłych był również diduch snop siana ścięty jako pierwszy w tegorocznych plonach. Stawiany był we wschodnim rogu izby i miał zapewnić urodzaj w roku następnym. Ozdabiano go drewnianymi figurkami, ciastem i suszonymi jabłkami. Stał tak aż do wiosny, by od ziaren kłosów diducha rozpocząć później pierwszy siew. Także na stołach mile widziane było siano, wówczas jednak miało ono zupełnie inne znaczenie i służyło do wróżb na nowy rok. Wyciągane spod tkaniny źdźbło, zależnie od jego stanu, mogło oznaczać rychły ożenek gdy było zielone, staropanieństwo gdy okazywało się suche, a gdy wyciągnięto zwiędłe źdźbło, ślub musiał poczekać do następnego roku. Tradycja dwunastu potraw również nie wzięła się znikąd, bo liczba ta nawiązywała do dwunastu pełni księżyca minionych miesięcy, którym składano hołd. W ten szczególny czas, gdy zmarli dołączali do rodzinnej uczty, wierzono, że duchy tych, którzy z jakiegoś powodu nie mogli zagościć w świecie żywych, przemawiały przez zwierzęta. Stąd właśnie wziął się współczesny przesąd o domowych pupilach mówiących ludzkim głosem w wigilijny wieczór. Ważnym elementem Szczodrych Godów było także kolędowanie, rytualne obchodzenie domów z figurą symbolizującą nowonarodzone Słońce. Miało to przynieść odwiedzanym szczęście i pomyślność. Samo słowo „kolęda” oznacza radosną pieśń noworoczną, pierwsze dni miesiąca, a dosłownie: „dzień noworoczny”.

Nawracanie pogan, nie tylko ogniem i mieczem
W całym obrzędzie przesilenia zimowego dostrzec można wiele podobieństw do chrześcijańskiej tradycji, która właśnie stąd zaczerpnęła inspirację i dość sprytnie przekształciła Szczodre Gody w święta Bożego Narodzenia. Zmiany, które zapoczątkowały ewolucję rodzimej wiary, nie mogły być jednak zbyt gwałtowne. Prosty lud był wyjątkowo oddany swojej wierze następowały więc powoli i stopniowo, przekształcając pogańskie „rytuały” w chrześcijańskie tradycje. Było to znacznie mniej bolesną zmianą, oszczędzającą na rozlewie krwi.
Warto znać swoje korzenie i być świadomym historii tego, co się kultywuje niezależnie, czy obchodzimy Boże Narodzenie, czy Szczodre Gody. Należy pamiętać, że święta te mają ze sobą wiele wspólnego i że nasze współczesne tradycje wywodzą się od naszych przodków. W obu przypadkach priorytetową wartością jest w końcu rodzina i ogólna radość towarzysząca spędzaniu z nią czasu. Bez znaczenia, czy jest się rodzimowiercą, katolikiem, ateistą, czy wierzy się w coś kompletnie innego – dobrze jest w tym okresie zatrzymać się na chwilę, odpocząć w gronie najbliższych i cieszyć się chwilą, bo czas lubi przeciekać przez palce.


Katarzyna Kubacka-Dudek
k.kubacka.dudek@gmail.com


Źródło:
1.K. Moszyński: Kultura ludowa Słowian, część 2: Kultura duchowa.


Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z

„Pan mąż” i „szanowny artysta” w jednej osobie

Marek Grechuta nie od dziś jest dla mnie synonimem fenomenalnej dykcji. Zachęcam do podważenia mojej tezy – zapewniam, że wybitny krakowski artysta nadal pozostanie niedoścignionym mistrzem w swym fachu. Gdy daję ponieść się jego twórczości, w uszach dzwoni mi każda głoska, a on nad wyraz precyzyjnie nadaje kolor przyrodzie i miłości, oplata je czule ramionami, powierzając poświęcone im teksty opiece ciepłej barwy głosu.  Uznawany za najważniejszego przedstawiciela polskiej poezji śpiewanej, Marek Grechuta odszedł 9 października 2006 roku. W pamięci słuchaczy pozostał między innymi jako członek formacji Anawa czy Grupy WIEM. Stworzył nieśmiertelne utwory takie jak Dni, których nie znamy , Korowód (mający już stałe miejsce w Topie Wszech Czasów radia Trójka), czy Ocalić od zapomnienia z tekstem Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jest jeszcze co najmniej jeden wyjątkowy utwór, przy którym warto się zatrzymać. Chodzi mianowicie o I Ty, tylko Ty będziesz moją panią – czy kiedykolwiek