Marek Grechuta nie od dziś jest dla mnie synonimem fenomenalnej dykcji. Zachęcam do podważenia mojej tezy – zapewniam, że wybitny krakowski artysta nadal pozostanie niedoścignionym mistrzem w swym fachu. Gdy daję ponieść się jego twórczości, w uszach dzwoni mi każda głoska, a on nad wyraz precyzyjnie nadaje kolor przyrodzie i miłości, oplata je czule ramionami, powierzając poświęcone im teksty opiece ciepłej barwy głosu.
Uznawany za najważniejszego przedstawiciela polskiej poezji śpiewanej, Marek Grechuta odszedł 9 października 2006 roku. W pamięci słuchaczy pozostał między innymi jako członek formacji Anawa czy Grupy WIEM. Stworzył nieśmiertelne utwory takie jak Dni, których nie znamy, Korowód (mający już stałe miejsce w Topie Wszech Czasów radia Trójka), czy Ocalić od zapomnienia z tekstem Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jest jeszcze co najmniej jeden wyjątkowy utwór, przy którym warto się zatrzymać. Chodzi mianowicie o I Ty, tylko Ty będziesz moją panią – czy kiedykolwiek zastanawialiście się, kto jest adresatką tych słów? Przed lekturą książki Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty Jakuba Barana i Danuty Grechuty zadałam sobie pytanie, jakiego Grechuty nie znamy, a jak zapamiętała go małżonka. Dziś już znam odpowiedź – a raczej odpowiedzi.
36 lat razem
Poznali się w ostatni dzień roku 1967 na imprezie organizowanej przez wspólną znajomą w Krakowie na ulicy Karmelickiej. Oboje przyszli wtedy z innymi partnerami. Jak twierdzi Danuta, ich tamtejszy kontakt skończył się zaledwie na kilku spojrzeniach. Nie trzeba było długo czekać na rozwój wydarzeń. Natknęli się na siebie, gdy po odprowadzeniu swojej partnerki Marek wracał do akademika – wówczas zainteresował go uśmiech swojej przyszłej małżonki.
„Pani pachnie jak tuberozy…”
Klub Bambuko. Na scenę wchodzi Anawa – kabaret założony przez Grechutę i Jana Kantego Pawluśkiewicza. Zaczęło się „czarowanie” – uczucie pomiędzy dwojgiem młodych ludzi rodziło się powoli, ale nie było wątpliwości, że w tamtym momencie śpiewał Mandarynki i pomarańcze wyłącznie dla niej. Wkrótce Marek wyjechał, a jego powrót i spotkanie z Danutą na Dworcu Głównym w Krakowie okazały się kluczowym momentem w ich relacji. Nie było oświadczyn, padły za to słowa: „To jest sprawa szybciutko do realizacji i zakontraktowania” – doskonale obrazowały fakt, że na co dzień artysta stronił od poetyckiego języka.
„Grechutomania”
Przejdźmy jednak do rzeczy i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, jaki był Marek w oczach Danuty. Janusz Wojtarowicz, lider Motion Trio, na portalu dziennikpolski24.pl, powiedział, że Grechuta szedł przez życie w białym garniturze – był czysty, piękny i wrażliwy. Tuż po festiwalu w Opolu w roku 1968, który to rozstrzygnął rozgrywkę pomiędzy uzyskaniem dyplomu architekta a karierą muzyczną, w Polsce wybuchła „grechutomania”. Do domu Grechutów nieustannie przychodziły listy, a samego artystę opisywano jako ideał mężczyzny, którego można przedstawić i rodzicom i dzieciom, i dziadkom. Żona Grechuty w rozmowie z Baranem we wspomnianej już książce ujawnia sylwetkę męża zza kulis estrady. Po powrocie do domu Marek zdejmował ów garnitur, by móc napawać się szczęściem i ambrozyjskim widokiem z okien – tam witał go ogród, w którym uwielbiał przebywać, tracąc poczucie czasu.
Wróćmy na chwilę do utworów wybitnego artysty. Jednym z nich jest Nieoceniona, z którego powstania Danuta nie była zadowolona, gdyż nie lubiła bycia nazywaną „świętą żoną” – „Cicha jak sen, dobra jak ten promyk jej ciepłych oczu. Wierna jak cień w pogodny dzień, w twoim życiowym roztoczu”. Z książki Barana dowiadujemy się, że z ust Marka Grechuty nigdy nie padło słowo „kocham cię” w kierunku jego żony. Czyżby? Trudno uwierzyć, że romantyczny w swych utworach Grechuta nigdy nie obdarował swojej wybranki tymi słowami. Danuta natychmiast dodaje, że zamiast utartych słów „kocham cię”, były czyny. Małżonkowie nie potrzebowali wówczas słownych potwierdzeń.
Dowcipy były jego żywiołem
Grechuta – na scenie ostoja spokoju, elegancki i poważny. Danuta nie szczędzi rozmaitych anegdot z życia artysty świadczących o tym, że prywatnie było zgoła inaczej. Zatrzymajmy się przy mojej ulubionej historii z młotkiem. Na czwartym roku studiów artysta postawił na radio. Zaczął prowadzić audycje w radiowęźle akademika przy ulicy Bydgoskiej. Kochał wkręcać znajomych, a radio wydawało mu się idealnym miejscem do działań kreatywnych. Pewnego dnia przyniósł do studia młotek i zaczął nim uderzać obok mikrofonu. Równocześnie budował napięcie wejściami typu: „Kto się tam tak tłucze, przecież tu za chwilę pospadają obrazy” czy „Przecież za chwilę tutaj się ten dom rozwali”. Po tych słowach Grechuta zaczął zapowiadać apokalipsę, czego wynikiem był wybuch agresji ze strony studentów, którzy zaczęli wybiegać z akademika w poszukiwaniu człowieka zakłócającego ich spokój.
Koszula z pagonami
Nie sposób nie wspomnieć o słynnej koszuli z pagonami. Na ekranie czarno-białych telewizorów była w odcieniach szarości, natomiast jej rzeczywistym kolorem był bordowy. W klubie Bambuko, miejscu, w którym kabaret Anawa rozpoczynał karierę, nie było garderoby. Wszyscy przebierali się w pokoju Grechuty. Danuta wspomina zabawną historię z koszulą męża. Owego wieczoru jeden z członków Anawy, Michał Pawluśkiewicz, wszedł do garderoby i nie mogąc znaleźć ręcznika, wytarł się w ulubioną koszulę artysty – dokładnie tę samą, którą widzowie żarliwie oglądali na ekranie telewizora. Po tym zdarzeniu Grechuta ubrał pomięty strój, twierdząc, że przynosi mu on szczęście.
„Na Grechutę”
Grechuta w czasach największej popularności był uważany za ideał, dlatego nie mogło obyć się bez mężczyzn wykorzystujących utwory artysty, chcąc tym samym zaimponować płci przeciwnej. Wielu wówczas przyznawało, że artysta ich wyręczał, bowiem jego płyty przyczyniały się do zawierania związków. Danuta, podkreślając, że działo się tak naprawdę, zdradziła Baranowi, że panowie nie musieli sami zdobywać się na wyznania. „Wystarczyło puścić piosenkę Grechuty i wszystko stawało się jasne” – twierdzi żona artysty.
W domu najlepiej
Marek Grechuta był doskonałym przykładem rozchwytywanego artysty, który pragnął czasem schować się przed otaczającą go sławą. Dom był miejscem, do którego z nieskrywaną radością artysta powracał z koncertów. Zawsze musiał czekać na niego kompot. Zajadał się kopytkami z sosem pieczarkowym, z rodzinnego regionu natomiast wyniósł miłość do pierogów ruskich oraz jaj faszerowanych. Grechuta prowadził życie artystyczne, a żona zajmowała się domem, czego zresztą znajomi z branży mu zazdrościli. Grechuta był gadżeciarzem. Miał słabość do robienia prezentów swojej żonie, co spotykało się z jej dezaprobatą nawet wtedy, gdy chodziło o sprezentowanie pięknej biżuterii. Zdarzało się, że Grechuta z tras koncertowych wracał bez pieniędzy, ale z walizką pełną sukienek dla ukochanej małżonki. Danuta podkreśla, że mąż był wyjątkowo niepraktyczny. Obdarowywał żonę z okazji nadejścia wiosny bądź wypadających akurat imienin… swoich!
Ktoś zapyta, jakie były sposoby muzyka na wyciszenie. Chętnie czytał książki biograficzne, oglądał ulubione filmy, głęboko się przy tym wzruszając, co wielce bawiło pozostałych domowników, gdyż, jak tłumaczy Danuta, „jego buzia zaczynała się marszczyć, pojawiały się łzy, a emocje całkowicie opanowywały Grechutę”. Krakowski artysta pasjonował się sportem, toteż poświęcał mnóstwo czasu na śledzenie sportowych rozgrywek w telewizji. Sam niestety nie mógł zaistnieć jako sportowiec, bo każda dyscyplina natychmiast stawała w opozycji do ogromnych chęci i nadziei, jakie pokładał w swoje poczynania. Sport, okazawszy się nieodwzajemnioną miłością, pozostał za szklanym ekranem, co Grechuta zresztą zaakceptował z pokorą. Najcenniejszą rzeczą w domu Grechutów był zeszyt, w którym artysta konsekwentnie notował wyniki rozgrywek i zdobyte medale wyłącznie polskich zawodników. W pewnym momencie, ku uwadze Barana, liryka i sport podały sobie ręce. Marek Grechuta wydał tomik wierszy o tytule Wiersze o sporcie.
Dana i Maruś
Tak w zaciszu domowym zwracali się do siebie małżonkowie. Czasem się kłócili, ale jak zapewnia Danuta, tylko o drobiazgi. Różniło ich wszystko – ona była stanowcza, pragmatyczna i silna, on wrażliwy, łaknący uzewnętrzniania uczuć. On dawał ludziom jedyne w swoim rodzaju wzruszenia i przeżycia, ona w zamian stworzyła mu dom pełen ciepła, zrozumienia i niepohamowanej sielskości. Danuta była pierwszym słuchaczem, co słusznie uważa za trudne zadanie pomimo otwartości męża na krytykę. Bez niej zresztą nie powstałby ceniony i jakże ponadczasowy utwór Dni których nie znamy. Marek potrzebował obecności ludzi podczas tworzenia, a kolejne pokolenia potrzebują Marka Grechuty – słowo wraz z muzyką mają bowiem moc o niepomiernej sile.
Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty to rozmowa dwojga szalenie błyskotliwych ludzi. Jakub Baran wraz z Danutą Grechutą stworzyli portret artysty nakreślony z dala od estradowego zgiełku. Autor zadaje pytania bardzo szczegółowe, żądne wyczerpujących odpowiedzi. Szybko zostałam zaznajomiona z faktem, że Grechuta był nie tylko rewelacyjnym artystą, ale także człowiekiem z różnorodnymi pasjami i wybornym poczuciem humoru. Danuta Grechuta okazała się niebotycznie drobiazgowa w relacjonowaniu wydarzeń z życia małżonka. Ujęły mnie określenia typu „pan architekt”, „pan zjazdowiec”, „student Grechuta” czy najciekawszy w zestawieniu – „szanowny artysta”. O ostatniej wymienionej przeze mnie roli Danuta wypowiada się z maksymalnym zrozumieniem i imponującą wiedzą – sama mogła ogrzać się w tym środowisku, będąc menadżerką Grechuty. Kolejno skrupulatnie wylicza pasje, sukcesy i słabości – były nimi chociażby nagrody, które artysta odbierał z rozradowaniem dziecka. Jako „żona święta”, która przecież „znosi cierpliwie niepokój słów, gorzkie niejedno przeżycie” nie zapomina również o porażkach męża, precyzyjnie opisując relację z nieodwzajemnioną miłością męża – sportem, który mimo wszystko pokochał całym sercem.
Tuż przed sięgnięciem do książki o artyście nieśmiało nasycałam się nadzieją na pozyskanie informacji, które utwierdzą mnie w przekonaniu, że za majestatyczną wręcz sylwetką Grechuty – z porywającym głosem i szlachetnymi tekstami, kryje się człowiek tworzący wokół siebie fantastyczną aurę. Monumentalności niezwykłego przeżycia, jakim było dotknięcie życia artysty okiem Danuty Grechuty, był fakt, że nabyłam tę książkę w Krakowie – miejscu,w którym drogi obojga szalenie pięknych ludzi połączyły się. Piotr Skrzynecki twierdził, że Marek Grechuta był najbardziej genialnym artystą. Dziś wiem, że genialny artysta to taki, który równocześnie rozśmiesza i zapewnia wzruszenia liryczne – robi to nadzwyczaj taktownie i naturalnie.
Iwona Smyrak
iwona.bialaflaga@gmail.com
Źródła:
A. Zaleska: To dla niej Marek Grechuta śpiewał: „I ty, tylko ty, będziesz moją panią”. Historia miłości Marka i Danuty Grechutów (urodazycia.pl/kultura/marek-i-danuta-grechutowie-i-ty-tylko-ty-bedziesz-moja-pania-125128-r1/ [dostęp: 28.11.2020]);
J. Baran, D. Grechuta: Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty.