Przejdź do głównej zawartości

Coś optymistycznego – o moim podium polskiej muzyki 2020/2021

Jestem przekonana, że nie ma na świecie osoby, która choć raz nie lokowała swoich trosk w muzyce. Wybuch pandemii, a w konsekwencji długie miesiące spędzone w zamknięciu, spowodowały, że wielu z nas wyruszyło w poszukiwaniu nowych pasji lub zajęć, które odciągmęły nas od nużącej bezczynności i zadręczania się negatywnymi myślami. 


Dla mnie muzyka od zawsze miała działanie kojące, dlatego w ubiegłym roku przytuliłam się do niej jeszcze bardziej niż dotychczas. 2020 rok pokazał, że wielu z nas poświęciło muzyce więcej czasu. Nic zaskakującego – perspektywa zawieszenia wszelkich wydarzeń kulturalnych, w tym koncertów, sprawiła, że zatęskniliśmy za muzyką na żywo. W 2020 roku wzrosła sprzedaż albumów, a artyści nie zrezygnowali z działalności artystycznej, pomimo rodzących się wątpliwości – Kasia Lins wydała płytę-spektakl, która na wielu portalach muzycznych zasiała prawdziwe spustoszenie, niechętnie oddając tytuł płyty roku 2020 pozostałym wydawnictwom. Dezerter wraz z początkiem roku 2021 powrócił z albumem Kłamstwo to nowa prawda, nie wychodząc z wprawy w celnym komentowaniu rzeczywistości, a duet Bluszcz zaprosił słuchaczy do fantastycznej podróży w czasie, nie wiedząc wówczas, że Kresz stanie się nieodłącznym elementem startu Radia 357. Często pytam innych, jak będą wspominać 2020 rok, gdy pandemia dobiegnie końca. Ja z pewnością będę wracać do tych trzech znakomitych albumów, które stały się blaskiem trudnej rzeczywistości oznaczonej datami 2020/2021.



To my jesteśmy wirusem


„Nie jest za późno, aby szeroko otworzyć zamknięte dotąd oczy” – to zdanie świetnie definiuje najnowsze wydawnictwo Dezertera Kłamstwo to nowa prawda. Nikogo nie zaskoczy stwierdzenie, że Dezerter jest doskonałym obserwatorem. Jeśli ktoś do tej pory udawał, że nic się nie dzieje bądź niechętnie zerkał w kierunku zadziwiająco niedorzecznych wydarzeń mających miejsce w Polsce, znajdzie swoje miejsce w prostych tekstach pozbawionych zbędnej metaforyzacji, które od lat z powodzeniem komentują polską rzeczywistość w gorzkich, ale otrzeźwiających słowach. To głos skierowany do nas w imieniu tych, którzy w ostatnim czasie mimowolnie sprawdzili pokłady własnej cierpliwości. Niektórzy zdołali przejrzeć na oczy, ale czy ktoś jeszcze ze zdumieniem je przeciera, że coś bezpowrotnie traci, topiąc się w absurdzie zgotowanym przez ludzi złej woli?


Album powstawał w 2020 roku, kiedy wszyscy musieliśmy się zatrzymać. Kłamstwo to nowa prawda jest zatem głośno wykrzyczanym „dosyć”, wypełzającym z wersu każdego tekstu. To gorzkie słowa wymierzone przeciwko Kościołowi, któremu coraz bardziej jako społeczeństwo podlegamy i ufamy bez granic, by wreszcie zapomnieć, czym w istocie jest wiara. To także sprzeciw wobec rządu –  z niepohamowanym apetytem czyhającego na każdy przejaw wolności, mającego za nic jednostkę. Moim faworytem pozostaje Odwet, czyli bezbłędne rozliczenie nieznośnie dobijającej się zewsząd obojętności wobec natury, która ma nad nami przewagę, choć często wydaje nam się, że jest inaczej. Ona – jak napisał Krzysztof Grabowski – poradzi sobie bez nas doskonale, ale my bez niej nie przetrwamy.


Kłamstwo to nowa prawda jest kompletną wizytówką czasów, w których, póki co, jedynie staramy się w jakiś sposób funkcjonować. Nie sposób przewidzieć, jak długo potrwa pandemia, jednak mnogość pytań, które rodzą się podczas odsłuchu, już zawsze będą miały miejsce na odpowiedź. Niechaj nikogo nie zwiedzie myśl, że najnowsze wydawnictwo Dezertera jest wyłącznie zbiorem należących do nas myśli zamienionych w krzyk, który musi ktoś usłyszeć. To niestety opowieść o nas samych – o naszej naiwności, hipokryzji i próżności. Ochoczo przeglądamy się w lustrze, ale nie zawsze widzimy w nim siebie. Myślimy, że płyniemy pod prąd, ale w istocie taplamy się w kałuży, jak w utworze Zegar zagłady.



Pokolenie nastawione na nostalgię


Kresz to zaproszenie do sentymentalnej podróży w czasie, które przyjmuję nieustannie odkąd Bluszcz pojawił się w testowej audycji redaktora Piotra Stelmacha w Radiu 357. Wciągnęło mnie wówczas interesujące brzmienie, nawiązujące do polskiej fali syntezatorowej lat 80. Nie mam wątpliwości, że duet Bluszcz w sposób nieprzeciętny skonfrontował klimatyczne lata spod znaku kreszu z obecnymi, w efekcie zapraszając do tańca wszystkie pokolenia. 


Album otwiera Gepard, czyli utwór, do którego z powodzeniem można tańczyć na dyskotekach tonących w kolorach, odpędzając rękami namolne smugi reflektorów, gdy usta bezwiednie układają się w słowa na znak wpadającego refrenu z charakterystycznym „la la la”. Skoro w uszach huczy dyskotekowy gwar, a w brzuchu wciąż pląsają niezapomniane emocje, pora udać się na odpoczynek, by skąpać się w słońcu jak w utworze Simson. Kto nie był na Mazurach i nie poznał czaru tego miejsca, musi znaleźć sposobność, by udać się tam, zasłuchując się w klimatycznym utworze, który prawdopodobnie zaprowadzi do celu nawet bez mapy. Lata dwudzieste to z kolei pochmurne rozliczenie czasów, które upływają pod znakiem smartfonów, niechęci wobec „tu i teraz”, niedostrzeganiu małych rzeczy. Wers „gdy robię ci zdjęcie i mówisz że nie chcesz albo dobra zrób tylko więcej” [pisownia oryginalna – przyp. kor.], a po nim „ten kraj jest taki nudny że wszyscy tacy ważni” [pisownia oryginalna – przyp. kor.] znakomicie rozliczają mentalność pokolenia nastawionego na nostalgię, jak w energicznym utworze Mars Volta


Każdy z nas doskonale pamięta, że dyskoteka bez popularnych „wolnych tańców” nie ma racji bytu, więc nie mogło zabraknąć melancholijnego utworu Sopot 86. Komu marzycielski rytm piosenki, odgłos mew zgrywający się z szumem morza i piosenki Papa Dance dodałyby śmiałości, by zaprosić dziewczynę lub chłopaka do tańca?  – Gdyby kiedyś, w tym miejscu i o tej porze, była jakaś lista, to wyglądałaby właśnie tak... – powiedział redaktor Marcin Łukawski, gdy po raz drugi z rzędu Lamparty kończyły „Listę Piosenek” na antenie Radia 357. To wynik między innymi pocztówek, namiętnie nadsyłanych przez słuchaczy na adres radia, co jeszcze bardziej wpasowuje się w konwencję muzyki duetu Bluszcz.



Poruszyła Morze Czerwone


W ubiegłym roku została laureatką Nagrody Artystycznej Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego. Tym sposobem sprawdziły się moje przypuszczenia, bo album Moja wina od razu skierował mnie ku głębokiemu przekonaniu, że jest wyjęty spod niewidzialnych skrzydeł nieodżałowanego Grzegorza, który mógłby przecież być jej dobrym duchem i doradcą. W końcu z młodymi artystami rozumiał się doskonale i przyczynił się do powstania kultowych dziś albumów takich jak Gemini Kasi Kowalskiej czy Dziewczyny Szamana Justyny Steczkowskiej. Kasia Lins po odebraniu zasłużonej nagrody przyznała, że żywi nadzieję, że Ciechowski nie miałby nic przeciwko takiemu werdyktowi. Jestem pewna, że byłby dumny z kierunku, w jakim podąża artystka. Kasia Lins zrobiła na mnie fantastyczne wrażenie już podczas pierwszego odsłuchu płyty. Okazała się wówczas uosobieniem indywidualizmu, poszukiwania i podążania śladem własnej wrażliwości, a także przekonań. Sama zresztą podkreśla, że nie jest to płyta, która ma nadążyć za trendami. 


Moja wina to album, który budzi poczucie spełnienia oczekiwań, jakich słuchacz nie potrafi sprecyzować. Wydawnictwo wypełniło lukę łaknącą bezpośredniego kontaktu ze słuchaczem, wstrząśnięcia nim, a w końcu pozostawienia samemu sobie w nienachalnym towarzystwie refleksji. Muzyka ma stymulować słuchacza i poruszać go, a według Kasi również dobijać. Takich wrażeń nieustannie poszukuję.


Na płycie Kasi Lins świat teistyczny przenika się z ateistycznym – oba stają się perwersją artystki. Szybko przekonuję się, że jest to spowiedź, a grzechy zręcznie recytuje sama autorka w niebanalny sposób i z atrakcyjną rytmizacją, tak, jak czyni to w moim ulubionym utworze Śniłam, że jest spokój. Niepokój, wchodząc w reakcję z emocjonalnym charakterem, tworzy mroczną, ale podszytą zmysłowością dawkę, od której dusza szybko uzależnia się i ucieka po więcej. Warstwa liryczna Mojej winy ma ścisły związek z muzyką – oba twory nieustannie dopełniają się. Gdy uświadamiam sobie, że nie jest to album, a spektakl, Kasia Lins zamieszcza na platformie Youtube koncert Czego dusza pragnie w teatralnym wydaniu. Koncert tej znakomitej artystki zapisuję na liście życzeń, których nie zawaham się spełnić tuż po pandemii. 




Popularne posty z tego bloga

Jakże łatwo wpaść w hedonistyczny młyn

Dzisiejszy świat pędzi z dnia na dzień coraz bardziej, a my nie potrafimy zatrzymać tego procesu. Gonimy za realizacją coraz wyżej stawianych poprzeczek, chcąc spełnić swoje wymagania lub te, które zostały narzucone nam przez najbliższe otoczenie. Pniemy się po drabinie osiągnięć, która przecież nie ma końca. Czasem warto zadać sobie pytanie, ile to wszystko jest tak naprawdę warte? Praca zajmuje nam mnóstwo czasu. W końcu jest źródłem dochodu, ale także drogą do realizacji marzeń czy pogłębiania relacji międzyludzkich. Czy istnieje złoty środek, który pozwoli nam się w niej realizować, a jednocześnie nie zaniedbywać innych ważnych aspektów naszego życia? Znaczenie wykształcenia i pracy w życiu młodych dorosłych Zainteresowana tematem znaczenia pracy w życiu młodych mieszkańców naszego kraju przeprowadziłam ankietę dla ludzi w przedziale wiekowym 18–35 lat. Wzięło w niej udział 80 osób, z czego najchętniej wypełniali ją 20– oraz 21–latkowie (42,5%). Jeśli chodzi o wy

Obejrzyjmy Aspergera

W wielu znanych produkcjach filmowych i telewizyjnych występuje charakterystyczny bohater – niechętny kontaktom towarzyskim, zachowujący się rutynowo, ale i mający genialny umysł. Aby stworzyć intrygującego bohatera, reżyserzy wybierają cechy przypisane chorobie, która zwie się zespołem Aspergera. Zespół Aspergera nazywany jest najłagodniejszą odmianą autyzmu. To zaburzenie rozwoju o podłożu neurologicznym, którego przyczyny jeszcze nie są w pełni znane, jednak może być ich wiele. Osoby cierpiące na tę chorobę znajdują się w normie intelektualnej, choć zazwyczaj są też dodatkowo utalentowane. Zespół Aspergera mają częściej mężczyźni niż kobiety, i zobaczymy również tę zależność w wymienionych niżej produkcjach. Wielu bohaterów w filmach czy serialach ma jedynie cechy podobne do Aspergera, choć zdarzają się również zdiagnozowani aspergerowcy. Pomaga to w kreacji postaci, która swoją osobą zainteresuje publiczność. W artykule przytoczę jedynie cechy bohaterów, które wiążą się z

Czy anime to tylko hentai?

„Azjo-zjeby”, „mango-zjeby” – tak laik często określa miłośników japońskiej popkultury, głównie komiksów. Mimo to zdobyły one ogromną rzeszę fanów w całej Europie, a więc również w Polsce. Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z anime ani mangą, mogą je kojarzyć z pornografią. Jak jest naprawdę? Manga współcześnie oznacza japoński komiks, a anime jego adaptację w formie kilkunastu odcinków, filmu lub OVA, czyli miniserialu. Mangę drukuje się zazwyczaj na czarno-białym papierze i czyta się, ku zdziwieniu nowicjuszy, od prawej do lewej strony. Publikowana jest regularnie w magazynach, a jeśli autor zyska uznanie i komiks będzie pojawiał się przez dłuższy czas, zostanie wydany w formie tomików zwanych tankōbon (jap. „niezależnie pojawiająca się książka”). Zarówno mangę, jak i anime cechuje charakterystyczna kreska, postacie niekiedy rysowane są bardzo prosto i schematycznie, mają często ogromne oczy i długie włosy. Jednak trzeba przyznać, że nie można im odmówić urody. Co t